Obecny Król-Bóg Hallandren rządzi państwem już od około pięćdziesięciu lat. Kapłani uznali, że najwyższa pora, aby ich Pan znalazł małżonkę, która urodzi mu martwego noworodka, godnego bycia boskim następcą. Tak się składa, że najlepiej byłoby, gdyby była nią księżniczka Idris – potomkini prastarego rodu, władającego Hallandren w czasach Wielowojnia. Podpisując traktat z władcą Idris, duchowieństwo już ponad dwadzieścia lat temu zadbało o to, aby Król-Bóg pojął za żonę odpowiednią kobietę; teraz jednak, po upływie umówionego czasu, jej ojciec niezbyt rwie się do wysłania córki w podróż do stolicy odwiecznego wroga.
Niewielu pisarzy jest w stanie pogodzić twórczą płodność z wysoką jakością swych kolejnych dzieł, przeciwnie, obszerna bibliografia przy stosunkowo młodym wieku pisarza zazwyczaj jest dobrym probierzem chałturnictwa, zaś poszczególne utwory typowo zasługują na określenie nie lepsze niż „produkcyjniak”. Od każdej reguły są jednak wyjątki, jednym z nich zaś jest osoba
Brandona Sandersona, pisarza tyleż o lekkim piórze, co obdarzonego talentem i doprawdy bezkresną wyobraźnią.
Zaiste, jestem pełen podziwu i uznania dla amerykańskiego pisarza, który wręcz czerpie perwersyjną przyjemność z odmalowywania ponurych i złych postaci, które ostatecznie okazują się wcieleniami dobroci, podobnie jak poczciwcy okazują się niegodziwcami, bogowie zwykłymi śmiertelnikami, a śmiertelnicy istotami nadprzyrodzonymi. Można by rzec, iż cechą stylu
Sandersona jest przewidywalna nieprzewidywalność.
…ale nie tylko ona. Po raz kolejny bowiem jedną z głównych postaci okazuje się kobieta (dodajmy, iż stojąca dopiero na progu dorosłego życia), po raz kolejny czytelnikowi dane będzie się zmierzyć z nietypowymi systemami religijnymi i istotami roszczącymi sobie pretensje do boskości, kolejny raz zetknie się on z nowym systemem magii, wewnętrznie koherentnym, a zarazem zadziwiającym swoją pomysłowością. Choć poniekąd to również można uznać za przejaw przewidywalnej nieprzewidywalności.
U
Sandersona cenię sobie również to, jak bardzo potrafi on snuć opowieści na kolejne i kolejne setki stron, ani przez moment nie pozwalając czytelnikowi na zniecierpliwienie czy odczucie nudy. Przeciwnie, cały czas pobudza on głód lektury, przez co uczucie przesytu jest czytelnikowi zupełnie obce, i tak aż do samego końca.
„Siewcę wojny” nieopatrznie potraktowałem jako pozycję, która miała służyć mi zajęciem czasu w nie tak znowu częstych chwilach przestoju w wyścigu codziennego życia, tymczasem książka ta niczym zazdrosna kochanka-hetera wymagała ode mnie pełnej atencji, zmuszając mnie do odłożenia na bok wszystkiego, co nie było niezbędne, wliczając w to jedzenie czy sen. Warto sięgnąć po tę książkę, ale wyłącznie pod warunkiem, że zewnętrzne okoliczności mogą być bez jakiegokolwiek uszczerbku w znacznej mierze zignorowane.
|
Autor: Klemens
|
|
|