Quoyle, trzeciorzędny dziennikarz, traci w wypadku zdradzającą go żonę. Brutalnie wyrwany z kolein codzienności, przenosi się z córkami na wybrzeże Nowej Funlandii - skąd pochodzi - by doprowadzić do ładu swe rozchwiane życie. Zanim jednak nauczy się żyć bez bólu po utraconej miłości, będzie się musiał zmierzyć z dręczącymi go demonami.
Współczesny świat ulega gwałtownej urbanizacji – widać to szczególnie jaskrawo w krajach rozwijających się, gdzie wioski pustoszeją dosłownie w oczach, lecz jest to zjawisko, które można zaobserwować również na Zachodzie, a w Polsce wystarczy popatrzeć na plany miast sprzed ćwierćwiecza i porównać je ze współczesnymi. Są jednak ludzie o zupełnie odmiennych aspiracjach, pragnący niejako uciec przed społeczeństwem, którzy szukają azylu, choć może nie na cywilizacyjnym krańcu świata.
Autorka
„Kronik portowych” przedstawia właśnie jeden z takich regionów, a mianowicie Nową Fundlandię, czyli krainę o zdecydowanie umiarkowanym klimacie, niejednokrotnie twardym, zarazem zamieszkałą już od stuleci i wbrew pozorom bliższą cywilizacji, niż mogłoby się wydawać. Iście idealna alternatywa dla Bieszczad z nowoczesnego powiedzonka…
„Kroniki portowe” to jednak również historia – tyleż rodzinna, co i opowieść o życiu i wiążącymi się z nimi rozczarowaniach. Trudno na jej kartach znaleźć osobę, którą można by było określić mianem człowieka sukcesu, każda z nich nosi bowiem jakieś zranienia bądź powszechnie widoczne blizny.
O dziwo jednak książka ta nie wywiera przygnębiającego charakteru, choć nie jest ona naiwna. Czytelnika raczej jest skłonna ogarnąć melancholia, może nostalgia (choćby nigdy nie był on nad morzem), ale mimo wszystko dość pogodna, w odróżnieniu od warunków atmosferycznych panujących na tym niezbyt wszak gościnnym zakątku świata.
„Kroniki portowe” to powieść klimatyczna, nieporywająca, ale raczej przeznaczona do rozkoszowania się jej lekturą niźli pochłanianiem opowieści. Nie jest to pozycja dla każdego, acz osoby, które nie zniechęcą się lekturą pierwszych trzydziestu, pięćdziesięciu stron, z niemałą przyjemnością będą posuwały się naprzód aż do samego końca. Z dziwnym pragnieniem zobaczenia tychże rubieży.
|
Autor: Klemens
|
|
|