Starość nie radość, wiadomo. Ale jak cię znajdują pod stosem trupów, bez pamięci, za to z ogromnym bukłakiem pełnym wódki, który tulisz do siebie niczym troskliwa matka niemowlę, to wiadomy znak, że żarty się skończyły.
Tak oto rozpoczyna się zupełnie nowy rozdział w życiu Viriona.
Pamięć: brak.
Umiejętności: ponadprzeciętne.
Cierpliwość: mocno ograniczona.
Dodając do tego trzy pary oczu wpatrzonych w niego z uwielbieniem i trzy pary ust szpecące nabożnie „Mistrzu, prowadź!” dostajemy najlepszą ekipę ze spalonego teatru i reżysera na skraju załamania nerwowego. Ale jaka to będzie piękna katastrofa!
Można doznać niemałego rozbawienia spoglądając z dystansu czasu – nieraz wystarczy dobra pamięć, by dostrzegać całe pokłady ironii we współczesności, nieraz stanowiącej żywe potwierdzenie hipokryzji czy choćby zwykłej bezmyślności osób i ich zachowań sprzed lat. Ów śmiech nie musi jednak być zabarwiony gorzkością, czasami może być i życzliwy. Trudno bowiem nie spoglądać z taką przychylnością w kierunku kolejnych opowieści o Virionie.
Owszem, dwie dekady temu powstał cykl o Achai… i się zakończył, lecz nie historie snute w uniwersum wykreowanym przez
Andrzeja Ziemiańskiego. „Spin-offy” już dawno tak naprawdę takowymi nie są, ich rozmiary i wielość przesłaniają bowiem praktycznie pod każdym względem opowieść o księżniczce z Troy. A pewnym podsumowaniem owej tezy jest postać Viriona, pierwotnie trzecioplanowa, teraz zaś doczekująca się trzeciego cyklu dedykowanego bezpośrednio jej.
…choć nie do końca, autor bowiem nieco przekornie decyduje się snuć historię nie z perspektywy najsłynniejszego siepacza rodem z Luan, ale jego ucznia, stawiającego dopiero pierwsze kroki w krwawym rzemiośle. Nie da się ukryć, że „to już było”, formuła jest jednak tak wdzięczna, iż czytelnik łatwo się z tym godzi.
Lista „grzechów” wrocławskiego pisarza jest zresztą znacznie dłuższa, znane już dobrze absurdy konstrukcyjne wzbogaca o kolejne banialuki fabularne (i nie tylko), a i tak czytelnik jest zachwycony, gdy wreszcie zostaje uraczony starciem dwóch szermierzy natchnionych. Zwłaszcza, że przy tej okazji odkrywa, że prymitywny przeciwnik wcale nie musi być aż takim troglodytą.
„Virion. Legenda miecza. Krew” to nieodmiennie literacki fast-food, lecz jako miłośnik kebabów czy swojskich zapiekanek nie mam wątpliwości, że nie wszystkie owe dania mają powody do wstydu, i tak też rzecz się ma z prozą
Andrzeja Ziemiańskiego. Jego najnowsza książka nie zmieni niczyjego zdania o jego pisarstwie, tak dobrego, jak i złego.
|
Autor: Klemens
|
|
|