Daleki Orient zwykł się nam kojarzyć z Japonią i Chinami, a także wciśniętą gdzieś między te dwa światy Koreą. Musimy jednak pamiętać, że Azja jest naprawdę wielkim kontynentem, a nawet na jej peryferiach skrywają się ludy i cywilizacje, które w Europie byłyby postrzegane w kategoriach znaczących. Ot, choćby tzw. Malaje. Dlaczego wiemy o nich znacząco mniej niż o Norwegii, Turcji czy innej Argentynie?
„Szkice malajskie” to zbiór opowiadań, których akcja koncentruje się na pograniczu współczesnego Singapuru i Malezji, ale raczej ich geograficzną oś lepiej jest postrzegać w kategoriach kolonialnych, autor bowiem postrzega tamtejszą rzeczywistość jako bardziej złożoną, niźli by to wynikało z linii granicznych na mapach.
W poprzednim akapicie wspomniałem o opowiadaniach, lecz w istocie bliższy rzeczywistości, bardziej precyzyjny jest tytuł widniejący na okładce. Rzadko się zdarza, by którykolwiek z tekstów cechował się objętością przekraczającą cztery strony (i to przy niezbyt wielkim zagęszczeniu tekstu), ba, niektóre z nich to wręcz kilka akapitów. Cechują się one jednak duchem haiku, skrywając pod niewielką liczbą słów czasami całkiem pokaźne ładunki emocji.
Niektóre teksty są zresztą dość przewrotne, niejednokrotnie łatwo przeoczyć ich esencję. Przy innej okazji trudno nie potraktować wypływających zeń refleksji jako oczywistych, trzeba pewnego czasu, by zrozumieć, że wnioski wcale takowymi być nie musiały. A przynajmniej niekoniecznie dla rodzimego czytelnika.
„Szkice malajskie” to pozycja tyleż prosta w konstrukcji, co i cechująca się niemałą subtelnością i delikatnością. Jest to idealna książka „na doskok”, choć przemyślnie jednak składa się na większą całość.
|
Autor: Klemens
|
|
|