W 1867 roku Finlandię pustoszy wielki głód – ostatni naturalny w historii Europy. Jego ofiarą pada około 20 procent ludności. Przy drogach walają się wypatroszone ciała psów, ludzie żywią się korą drzew, porostami, a nawet zmielonymi kośćmi tych, którzy nie wytrzymali tyle, co oni. Marja, żona rolnika z północy, wyrusza przez śniegi z dwójką dzieci na południe – do Petersburga, gdzie ponoć można dostać chleb. W beznadziejną drogę udają się też inni, w tym Ruuni, młody chłopak, który w trakcie wędrówki próbuje zdobyć zaufanie Marji.
Odzwyczailiśmy się od zjawiska głodu w Europie. Owszem, na niedożywienie uskarżają się setki tysięcy, a nawet miliony, trudno jednak dostrzegalne zza tłumu osób nawet nie cierpiących na nadwagę, co otyłość. Niełatwo jest w pełni zrozumieć jeszcze niedawną powszechność tego zjawiska, tak pod względem terytorialnym, jak i czasowym. Nikt jednak nam nie gwarantuje, że owa klęska ma już w naszych szerokościach charakter wyłącznie historyczny. Warto więc sobie nieco przypomnieć jego dramatyzm.
„Biały głód” to opowieść o nieszczęściu dotykającym (północną) Finlandię, z towarzyszeniem charakterystycznej dla owego obszaru zimy. Ta ostatnia bynajmniej nie jest pocztówkowym akcesorium, wyglądanym z utęsknieniem w okresie bożonarodzeniowym, lecz morderczą nieprzyjaciółką, nie tylko zabijającą, lecz również wcześniej dręczącą i raniącą.
Opowieść ma charakter przemyślny, orientuje się ona na kolejnych i kolejnych ofiarach, pozostających ze sobą w związku i stawiającą czytelnika przed pytaniem, czy trudy kolejnych i kolejnych osób, ich poświęcenia uzyskają jakikolwiek sens. Kontrastuje to jednocześnie z obecną na kartach seksualnością, równie odwiecznymi potrzebami co ta nakazująca nasycić żołądek.
Na kartach powieści uderzają również zderzenia światów osób głodujących i sytych, walczących rozpaczliwie o przetrwanie i roztrząsających polityczne dylematy. Chyba jednak największy ładunek emocjonalny niesie ze sobą scena strasznego dylematu, przed jakim jest stawiana matka głodujących dzieci.
„Biały głód” to nowela nieco nasuwająca skojarzenia z lekturami szkolnymi z epoki pozytywizmu (choć mniej „niewinna” niż chociażby taki
„Janko muzykant”), napisana dość przyjemnym stylem o skrajnie nieprzyjemnej rzeczywistości. A globalne ocieplenie bynajmniej nie musi się wiązać z wyższymi plonami…
|
Autor: Klemens
|
|
|