Narody Orientu coraz śmielej wkraczają na salony światowej kinematografii, łącząc globalizującą się wiedzę technologiczną i warsztatową z dorobkami własnych kultur – często o wielotysiącletniej historii – całość niejako „przyprawiając” finansowaniem o skali właściwej dla Hollywoodu. Ewidentnym połączeniem owych trzech czynników jest zaś „The Yin-Yang Master: Dream of Eternity”. Czy za formą podąża jednak również treść?
Poniekąd zgodnie z tytułem akcja produkcji koncentruje się wokół dwóch postaci, jakkolwiek niejako na przekór niemu mężczyzn w obu przypadkach. Na początku widz może odnieść wrażenie, że fabuła będzie się koncentrowała wokół konfliktu między nimi – wszak jeden przywdziewa biel, gdy drugi ewidentnie preferuje czernie – szybko jednak uświadamia on sobie, że scenariusz przewiduje interakcje wielokrotnie bardziej złożone.
Również konwencja samego filmu nie jest jednoznaczna – o ile w jakikolwiek sposób nie próbuje on nawiązywać do znanej nam rzeczywistości, o tyle niejako na zmianę mamy do czynienia a to z kryminałem, a to typowym „akcyjniakiem”, a to melodramatem z elementami romansu i moralitetu. Z jednej strony autorom udaje się więc zaskakiwać widza dalszym rozwojem wypadków, z drugiej jednak pozostawia się go z rozczarowaniem płynącym z „niedostatecznej” kontynuacji uprzednio poruszonych wątków.
Nieco oniryczna atmosfera całości o dziwo jednak nie usypia widza, mało tego, nawet nie do końca zauważa on, kiedy upłynęły ponad dwie godziny seansu, mimo że jego akcję trudno uznać za specjalnie wartką. Śmiem twierdzić, iż już dawno nie uświadczyłem równie sensownego tempa postępu opowieści.
„The Yin-Yang Master: Dream of Eternity” może się okazać produkcją rozczarowującą, o ile już na samym początku nie potraktuje się jej w kategoriach swego rodzaju baśni, uwodzącej może nieco zbyt jarmarczną egzotyką, lecz wciąż cieszącej się dostatecznie wysoką jakością, by czasu nań poświęconego nie uważać za zmarnowany.
|
| Autor: Klemens
|
|
|
|
|
