Wyszukiwarka
Google

RPG.sztab.com
Logowanie
   Pamiętaj mnie

Rejestracja

Przypomnienie hasła
Hostujemy strony o grach
Gry Strategiczne


Polecane strony
Gry logiczne


.

Powrót Króla - recenzja filmu

Powrót Króla - recenzja filmu



"Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, lecz po tym, jak kończy" - słowa te zrobiły zawrotną karierę swego czasu w naszym małym kraiku nad Wisłą. O ich niewątpliwej prawdziwości i głębi możemy się przekonać wybierając się do kina na trzecią, finałową część ekranizacji biblii każdego miłośnika literatury fantasy - "Władcy pierścieni", zatytułowaną( swoją drogą wbrew woli samego autora) "Powrót króla".

Umiejscowiwszy się wygodnie (tak, jak to jest możliwe w polskich kinach) w fotelu z niecierpliwością oczekiwałem zapadnięcia egipskich ciemności. Nadzieje miałem spore - było nie było poprzednie części wzbudziły wiele pozytywnych emocji i wręcz się domagały spektakularnego zakończenia. Oczekiwania te zwielokrotniały szumne zapowiedzi i obietnice, choć osobiście zawsze jestem wobec nich bardzo sceptyczny - wyznaję zasadę, że reklamować trzeba tylko rzeczy w ogóle niewarte zainteresowania. Niemniej jednak po fenomenalnej scenie obrony Helmowego Jaru z "Dwóch wieży" aż bałem się pomyśleć, co też za uczta może mnie czekać tym razem. Ale, ale... W tle właśnie rozlega się charakterystyczny motyw muzyczny, na sali zaś zapada iście semantyczna cisza.

Na początek wypada wspomnieć o oprawie audiowizualnej. Film bowiem, podobnie jak poprzednie części, jest przesycony efektami specjalnymi. Praktycznie co chwilę mamy okazję stanąć oko w oko z Nazgulem, zatrząść się z obrzydzenia w trakcie walki z Szelobą tudzież obserwować gimnastyczne popisy imć Legolasa na waćpanie olifancie. Sceny te są bardzo dopracowane, widać w nich prawdziwie hollywoodzki budżet, aczkolwiek żadna z nich tak naprawdę nie szokuje, nie wbija się w pamięć, ba, ta ostatnia wspomniana ukazuje nawet współczesne granice w dziedzinie animacji postaci. Nieco ciekawsza jest strona muzyczna owego dzieła. Howard Shore - jej twórca - w poprzednich dwóch częściach w pełni dał nam poznać swój styl i konsekwentnie nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Mógłbym narzekać, że tym razem nie ma żadnego łatwo zapadającego w pamięć przewodniego motywu, aczkolwiek po kapitalnej scenie pieśni Pippina, totalnie niespodziewanej, nie śmiałbym. "Powrót króla", jak cała trylogia, jest ucztą dla spragnionych doznań estetycznych.

Jednak sercem i osią owego filmu jest opowiadana w nim baśń. Fanatycy dzieła Tolkiena z pewnością dopatrzą się nieskończenie licznych odstępstw od oryginału( "a tu Theoden jedzie przed Aragornem, a powinno być na odwrót!", "Denethor nie był zły, tylko oszalał przez palantir!"), niemniej obiektywnie rzecz biorąc uważam, że są to w przeważającej części prawdziwe drobnostki, zupełnie nie różniące się od tego, co chciał przekazać Profesor. Tym bardziej trzeba docenić, iż Jackson nie uległ naciskom i zakończył film słynnym: "Wróciłem" a nie na kadrze odpływającego statku. Choć nawet i ja "przyczepię" się do jednej rzeczy. Otóż ogólnie zawiodłem się bitwą na polach Pelennoru a zwłaszcza sposobem jej rozstrzygnięcia. Odnoszę wrażenie, że twórcy "przesadzili" przy ukazywaniu dysproporcji sił i dlatego byli zmuszeni sięgnąć po takie a nie inne rozwiązanie. Tylko że odebrało ono wszelką chwałę walczącym i ginącym, odbierając wręcz sens śmierci rohańskiego króla...

"Wszystko co ma początek, ma też i koniec" - to z kolei hasło wykreowane w roku minionym przez przedstawicielkę drugiej, piękniejszej płci. Można temu filmowi zarzucić wiele rzeczy, z pewnością nie jest najlepszą częścią trylogii, choć wyraĽnie widać takowe aspiracje i tym potężniejszy jest zgrzyt. Być może zabrakło odrobiny świeżości, entuzjazmu? Ale to nieważne - ani razu nie miałem ochoty choćby na chwilę odwrócić oczu od ekranu, nie żałuję ani sekundy poświęconej na projekcję. "Powrót króla" mimo wszystkich swych wad jest godnym uwieńczeniem całej serii i w pełni zasługuje na miano jak najbardziej udanej adaptacji! Któż wie, czy "Władca pierścieni" nie stanie się dla mych rówieśników tym, czym były "Gwiezdne wojny" dla poprzedniego pokolenia, zaś nazwiska Jacksona nie będziemy wymawiać z równym nabożeństwem, co Lucasa?

Klemens
klemens@sztab.com

Autor: Klemens


Przedyskutuj artykuł na forum

Ustaw Sztab jako strone startowa O serwisie Napisz do nas Praca Reklama Polityka prywatnosci
Copyright (c) 2001-2013 Sztab VVeteranow