Jeżeli wiodłeś godne i uczciwe życie, to trafiasz do ♥♥♥♥♥, a jak nie to do piekła albo czyśćca. Jeżeli trafiła się opcja niebiańska, to zdaniem, Marka Twaina doświadczysz ciekawego paradoksu: każdy tam śpiewa, a większość nie potrafi. Coś jak poprawiny czy inne uroczystości rodzinne. W czyśćcu natomiast lekko nie ma - można ciężką pracą uzyskać promocję do chórków, ale przyjdzie nam na to zapracować własnym potem i krwią. To również przypomina poprawiny czy uroczystości rodzinne w pewnych okolicach, ale przynajmniej nikt nie fałszuje jadaczką. Jeżeli przyjdzie iść w bój, to prawdopodobnie byliśmy czarnoksiężnikiem, łucznikiem albo nawet królem - tak czy inaczej wiedliśmy zgoła ciekawe życie, czasem tylko urozmaicone nudnymi uroczystościami rodzinnymi czy poprawinami. Jeżeli porobimy trochę na tym stanowisku, to firma Czyściec Sp. z o.o. się dorobi i będzie nabór na nowe stanowiska: włóczniczkę, kowbojkę, mnicha (zapewne za życia opętanego przez demona Karate) czy rycerza (i jednocześnie kobietę). A całości przyglądać się będzie Gah - demon wygnany z piekieł za zbyt obciachowe imię, przynajmniej w tamtych stronach. Pamiętajmy więc, aby imię potomstwu dobierać z rozwagą, bo później zostanie nam co? Wystrzelenie go w kosmos? Dobra, nie o astronomii tu przyszliśmy pisać.
Gah! to tytuł łączący brutalne w swej prostocie mechaniki hack'n'slash RPG z roguelike (też RPG). Mamy jedno podejście i w przypadku śmierci zaczynamy przygodę od początku. Na osłodę możemy w osadzie spożytkować zgromadzone złote kule na permanentne ulepszenia - korzyść z nich odniosą wszystkie nasze postacie. Pozostałe znalezione kule (zdaje się, że duchowej natury) pozwalają rozwinąć postać w przypisanej im kategorii kolorystycznej. Ba, możemy zaznaczyć aby rozwijało się bez udziału naszej bezpośredniej ingerencji - coś jak środek na przeczyszczenie działający bez przerywania snu - tyle że tu konieczność rozdysponowania punktów nie przerywa nam radości uśmiercania legionów przeciwników za pomocą oręża czy specjalnych umiejętności. No wrogów jest liczba i warto się z tym faktem... liczyć. Wbieganie w tłum wrogo nastawionych nam istot jest biletem na bezpłatny ekspres do osady. Dla mniej kumatych: może spowodować nagły i tragiczny zgon postaci. Także na początku lepiej do walki podchodzić czujnie i likwidować wrogów skromne ilości.
Przeciwnicy są zależni od rozgrywanej przygody - każda przybiera formę pięciu poziomów będących krzyżówką losowo generowanych labiryntów z arenami. Choć nie ma konieczności pokonywania każdego, ale tak trudno się powstrzymać! Cóż, chyba jednak w czyśćcu jesteśmy nie przypadkowo. Póki co z wrogiej nam menażerii mamy klimaty fantasy i westernu. Pierwsze to szkielety i gobliny - te drugie obu płci biologicznych, nie wiem jak to się ma u szkieletów. Dziki zachód to rewolwerowcy, rdzenni Amerykanie i tu już bez problemu dostrzegam wspomniane wcześniej obie płcie, acz tylko po stronie kowbojów. Wśród atakujących mamy ogólnie podział na walczących w zwarciu i atakujących z dystansu. Tu dodatkowo mamy jeszcze wspierających za pomocą zaklęć czy przywołujących strzelające totemy. I w każdym przypadku mamy też okazję spotkać spore egzemplarze czyli jednostki elitarne: twardsze i dokazujące boleśniej. Ogólnie to zasięgowi mają brzydką tendencję do atakowania druzgocącymi atakami specjalnymi, choć cień szansy daje nam widoczność zawczasu takiego ataku - i lepiej być wtedy w innym miejscu niż nagle pojawiający się okrąg czy linia, mamy jakieś dwie sekundy czasu na ucieczkę z pola rażenia. Wisienką na torcie (a bywa że i małym koszyczkiem wisienek) są obowiązkowi bossowie na koniec przygody. Są naturalnie twardsi, a czasami walka z nimi wymaga opracowania sposobu czy znalezienia ich słabości czy źródła dodatkowej siły w inny sposób.
Tyle pisałem o tych bardzo złych, a może czas coś powiedzieć o tych mniej złych czyli postaciach do wyboru. Wspomniałem o dostępie do początkowych trzech, kolejne trzeba sobie odblokować kończąc odpowiednie przygody - w tym w trybie Nightmare. Różnią się nasi wojacy zarówno umiejętnościami, możnością korzystania z określonej broni czy pancerza oraz aktywnymi umiejętnościami. Każda postać ma cztery, choć w trakcie rozgrywki nie da się mieć wszystkich na maksymalnym poziomie - sensownie więc mieć koncept tego jak chcemy walczyć i w co będziemy inwestować. Co poziom postaci wybieramy pomiędzy jedną z dwóch - da się nabyć nową albo rozwinąć już posiadaną, dzięki czemu może ona mieć nowe właściwości. Jakie? Tu przekonujemy się metodą prób i błędów, bo od losu zależy jaki wariant umiejętności czy ulepszenie zwykłego ataku dostaniemy. Zaczynając grę ponownie tą samą klasą postaci możemy otrzymać w trakcie zupełnie inny zestaw talentów. Mamy też przy okazji opcję rozwoju jednego z trzech współczynników: siła, wytrzymałość i inteligencja. Każde ze wspomnianych jest opisane i w oparciu o tę wiedzę średnio rozgarnięta osoba poradzi sobie gładko. Umiejętności możemy rozwijać do 20 poziomu postaci, wyżej zostają nam tylko statystyki.
Oczywiście w czasie gry zbieramy też oręż, pancerze, miksturki i złoto. W sumie każdy kto grał w choć jeden tytuł RPG będzie wiedział po co i na co. Pośmiertnie nam to przepada - acz możemy odblokować skrzynkę, gdzie co lepsze fanty mogą na nas czekać do następnej wyprawy.
Fabuła w grze jest raczej humorystyczna i nienachalna. Bardziej stanowi tło dla masakr urządzanych w labiryntach niż ma jakąś historię do opowiedzenia. Niewykluczone, że wraz z dodaniem kolejnych rozdziałów będzie coraz wyraźniejsza - a może jednak nie, trudno powiedzieć - prorok ze mnie żaden. Cóż, jeżeli skromna ilość przygód to dla nas za mało, to mamy jeszcze tryb nieskończony: przechodzenie kolejnych poziomów do upadłego - dosłownie.
Muzycznie jest dość dobrze - mimo wielokrotnego słuchania tych samych utworów nie czułem rozdrażnienia nimi. W jednym momencie możemy nawet zostać zaskoczeni muzyką i sytuacją - ot, humorystyczny akcent muzyczny się trafić może losowo. Wrogowie mają też adekwatne zawołania czy dźwięki gdy czyhają nieopodal.
Osiągnięcia w grze bywają trudne i wymagające czasu, ale po ostatniej łatce, która pozwala na osiąganie poziomu powyżej 20 poziomu jest dużo łatwiej. Bo przedtem potrafiły nas na dalszych etapach uśmiercić dwa celne ataki przeciwnika i w niwecz posłać dziesiątki godzin gry. Najtrudniejsze osiągnięcie czyli dotarcie do 50 poziomu w trybie nieskończonym Nightmare jest bardziej osiągalne - choć nadal trzeba się zwyczajnie pilnować.
Gra jest produkcją jednoosobowego studia - co pozytywnie zaskakuje biorąc pod uwagę jak wiele błędów jest eliminowane na bieżąco wypuszczanymi łatkami. Te dodają do tytułu kolejną zawartość, więc spore są szanse, że w pisanej teraz recenzji nie pojawi się opis tego, co gra przyniesie w choćby najbliższych tygodniach. Osobiście tytuł oceniam tak lekko powyżej średniej. Ma w sobie to "coś" trzymające mnie przy ekranie przez te dziesiątki godzin, acz w swoich kategoriach przewrotem kopernikańskim nie jest. Brakuje tu angażującej fabuły czy wyrazistych postaci, ale przecież idzie grać w gry i bez tego. Pogrom na zastępach wrogów czyni się i bez tego przyjemnie. Cena jest słuszna względem zawartości i potencjalnego czasu spędzonego z grą. Rzecz w sam raz, aby się odprężyć kwadrans robiąc rajd poprzez podziemia od czasu do czasu. Mimo kompletu osiągnięć zostawię sobie na dysku.
ZALETY:
proste w obsłudze
przyjemność kładzenia pokotem zastępów wrogów i rozwijania postaci
jeden poziom nie zabiera ogromu czasu
dobry stosunek ceny do zawartości
WADY:
pretekstowa fabuła
ciut za mało innowacyjna
Osoby, które grałyby w tę grę:
Merlin
Lancelot
Billy the Kid
Osoby, które nie grałyby w tę grę:
Thrall
Styx
George Custer
|
Autor: Ksiądz Malkavian
|
|
|