Fani metroidvanii z zapartym tchem oczekują kolejnych wieści o Hollow Knight: Silksong, a w tym czasie inni twórcy nie próżnują. Pojawiło się swego czasu, czy to już na rynku czy w zapowiedziach, całkiem sporo gier, które usiłują wpisać się w tą samą estetykę co Hollow Knight. Niektóre z nich, choć nie wymagałoby się i tak od nich aby wymyśliły koło na nowo, stoją niebezpiecznie blisko posądzenia o plagiat. Są też takie które, choć wykorzystują „kreskę” przypominającą magnum opus od Team Cherry, to idą w kompletnie inne klimaty. Tak jest właśnie z Voidwrought, którego świata za nic nie można pomylić z Hallownest.
Na niebie wzeszła Czerwona Gwiazda, zwiastując nową erę. Wraz z jej pojawieniem się w głębinach starożytnych ruin rodzi się niezwykła istota – Symulakrum. Towarzyszymy nowonarodzonemu w świętej misji odebrania ichoru Bogów-Przodków, istotom, które go sobie przywłaszczyły. Szukając cennych artefaktów i zabijając uzurpatorów asystujemy przy wielkim powrocie do chwały miasta pierwszej cywilizacji.
Voidwrought nie odbiega rozgrywką od klasyków gatunku, oferując nam przyjemne gubienie się i szukanie umiejętności pozwalających odkrywać nam kolejne zakamarki. Eksplorujemy ruiny, pozbawione światła krypty, przerażającą powierzchnię skąpaną w szkarłatnym świetle Gwiazdy, a nawet statek nieszczęsnej ekspedycji której uczestnicy ulegli koszmarnemu wpływowi pierwotnych sił. Można wręcz ulec wrażeniu, że po obejściu kawałka pierwszego obszaru i pokonaniu pierwszego bossa mapa otwiera się wręcz za bardzo, ale osobiście podobała mi się ta swoboda, dzięki której mogłam się wzmocnić przed walką ze z kolejnymi bossami i po prostu pozwiedzać.
|
W Pustce, jak można się spodziewać, jest mroczno i nieprzyjaźnie
|
Odnośnie walk z bossami – na początku potrafią one być bardzo trudne. Przeciwnicy są szybcy, mają wiele ruchów, a ich samo dotknięcie może być bolesne. Stąd też warto posiedzieć nad umiejętnościami – poprzez użycie Duchów (można podpiąć maksymalnie trzy z tych, które znaleźliśmy, oferują różne pasywne zdolności), a także artefaktów, które oferują ataki specjalne aktywowane dzięki energii kumulowanej w trakcie zadawania wrogom razów (maksymalnie dwa wyekwipowane). Wszystkie te ulepszenia możemy znaleźć poukrywane w zakamarkach lub kupić za ichor oraz odłamki metalu i kawałki artefaktów. Czasem jednak Duchy i nie tylko możemy otrzymać za interakcję i pomaganie NPC – w kilku przypadkach możemy nawet podjąć różne decyzje, co skutkuje różnymi nagrodami.
Najważniejsza jest rzecz jasna grupa wyznawców i innych istot, które zbierają się (i które możemy przyciągnąć) w naszej „bazie wypadowej”, czyli w świątyni w której narodziło się Symulakrum. Wymaga ona mozolnego odbudowania, co czynimy rzecz jasna za ichor i dzięki szukaniu pochodni sygnałowych dla wyznawców. Dzięki temu uzyskujemy dostęp do ukrytych skarbów, a także kolejnych pomieszczeń – w tym do wyjątkowo przydatnej sali do szybkiej podróży. Farmienie ichoru i metalu jest nieco żmudne, ale dość wcześnie możemy znaleźć Ducha, który zwiększa nasze zbiory.
Jeśli chodzi o samą eksplorację, nie da się ukryć, że twórcy naprawdę się postarali. Masa ukrytych, często w nieoczywistych miejscach, fałszywych ścian i zakamarków jest wyjątkowo imponująca. O ile mapę nie tak trudno odkryć całą, to skrytki stanowią spore wyzwanie. Na początku zwiedzamy powoli, zwłaszcza że nie otrzymujemy możliwości szybkiej podróży od razu. Wszędzie aż roi się też od przeciwników ze zróżnicowanymi metodami ataków, a także od pułapek. Wprowadza to wręcz element grozy w tak niebezpiecznych miejscach jak powierzchnia. Eksplorując możemy też natrafić na areny, w których walczymy z kilkoma grupami przeciwników, a także na opcjonalnych bossów. Ogólnie jednak niestety miałam wrażenie, że przydałoby się jeszcze kilku unikalnych bossów, również takich nieopcjonalnych.
|
A mówiliśmy - nie głaskać kotka, bo podrapie!
|
W momencie, w którym przechodziłam grę natknęłam się na zaledwie jeden błąd, jednak był on naprawdę poważny. Związany był z jedną z ostatnich umiejętności, które zdobywamy, pozwalającą nam „zmieniać formę”. Przy przejściu w zmienionej formie do innego obszaru nasza postać czasem wpadała za scenografię, na mapie widać było nawet jak zapada się w dół. Niestety, jedynym sposobem na kontynuację rozgrywki było wyjście do menu i wczytanie zapisu. Na szczęście gra bardzo szybko otrzymała mniejsze i większe poprawki, dzięki którym błąd już nie występuje, albo jego występowanie zostało znacząco ograniczone. Mimo wszystko, warto go odnotować.
Odnośnie oprawy mogę z całą pewnością powiedzieć, że jest świetna. O podobieństwie do „kreski”
Hollow Knighta już wspominałam, ale tutaj mamy do czynienia z kompletnie innymi projektami. Świat, w którym się poruszamy, jest jak z horroru – wszędzie czyhają na nas żywe trupy, zmutowane abominacje, nienaturalne istoty będące połączeniem tkanki organicznej z maszyną, a także mordercze strażnicze konstrukty. Obszary, które zwiedzamy to kilka biomów, z czego każdy jest inny i wydaje się wręcz nawiązywać do najróżniejszych horrorowych miejsc akcji. Świetnym przykładem jest Opuszczona Ekspedycja. Mamy uwięzioną w lodzie i kamieniu „łódź podwodną” pełną spękanych rur, z pożarami wznieconymi przez tych, którzy starali się wyplewić infekcję obcej tkanki, zarażonymi ludźmi i maszynami, a także krwawymi symbolami na ścianach sugerującymi postępujące szaleństwo załogi. Natomiast sam boss obszaru… Niech pozostanie tajemnicą.
Muzykę do rozgrywki skomponował Jouni Valjakka, znany już z takich tytułów jak
Vigil – The Longest Night i
Neverinth. Jest ona po prostu niezwykle klimatyczna, niepokojąca i tajemnicza. Ale też pełna ciężkiego brzmienia kiedy jest to potrzebne – czyli większych walkach. Moje serce zdobył zwłaszcza utwór z powierzchni (
„Under the Red Star”), który nawet niezależnie od trudności samego obszaru sprawia za każdym razem, że przechodzą mnie ciarki. Ponownie jest to ścieżka dźwiękowa, którą polecam sobie dokupić wraz z grą. Jeżeli jednak wolimy się obyć bez takich ekscesów, możemy przesłuchać niektórych utworów na kanale YouTube Jouniego Valjakka.
|
To białe to nie grzybnia, nie ma co szukać tu prawdziwków
|
Jak już wcześniej wspomniałam, mamy tu do czynienia z metroidvanią, która garściami czerpie przede wszystkim z
Hollow Knighta. Nie znaczy to jednak, że
Voidwrought musi zostać zapomniane jako kolejny klon. Wymagająca uwagi i pomysłowości eksploracja oraz zadania poboczne z różnymi rozwiązaniami, a także bardzo przyjemne poruszanie się po labiryncie korytarzy są tym, czego z pewnością brakuje każdemu z fanów dzieła
Team Cherry, a
Voidwrought właśnie może być kolejną bardzo dobrą grą pomagającą przetrwać brak informacji o
Silksong.
Metryczka
Grafika |
95% |
Muzyka |
95% |
Grywalność |
85% |
|
|
Ocena końcowa |
90% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Procesor Intel Core i5-4670 lub AMD Ryzen 3 120, 8 GB RAM, karta graficzna GeForce 1050 lub Radeon RX 570, 2 GB HDD
|
„FaultyGear”
|
Autor: FaultyGear
|
|
|