Nowele to gatunek literacki, który współczesny polski czytelnik zwykł kojarzyć z latami katorgi i uciemiężenia zwanymi omawianiem lektur szkolnych. Pozycje te same w sobie może i niosły ze sobą pewną wartość, lecz z uwagi na pewne przestarzałe realia, w których były osadzone – a przynajmniej o posmaku ramoty z perspektywy osoby zanurzonej w komórkach, handheldach czy innych tamagotchi – jawiły się i tak jako zanadto długie. Lecz tu zaskoczenie – nie tylko Polacy zwykli takowe tworzyć, i to nie jedynie w epoce zaborów!
Dyktatura Pinocheta dla typowego mieszkańca kraju położonego nad Wisłą mogła się jawić jako opowieść z zupełnie innego świata. W istocie bowiem naprawdę trzeba się wysilić, by na mapie czy globusie wskazać kraj bardziej oddalony od ziemi Polan z okolicami niźli Chile. Również ucisk pod znakiem skrajnej prawicy i zdeklarowanego antykomunizmu dla Polaka zmagającego z dziedzictwem demoludu jawić się musi w kategoriach zupełnej egzotyki. Tymczasem jednak była to codzienność wielomilionowego narodu.
Przyjęcie przez autorkę formy noweli to tylko pierwszy sygnał odwoływania się przez nią do form krótkich. Około sześćdziesiąt stron danej publikacji, to i tak liczba mogąca wprowadzić w błąd, albowiem dzieli się ona na szereg dalszych rozdzialików (a właściwie rozdzialątek), oznaczających wszak kolejne „zaginione” akapity.
Nie oznacza to jednak, że jest to pozycja miałka, przeciwnie, każde słowo i każde zdanie ma znaczenie. Całość jest przepełniona pewną symboliką, jakkolwiek rozgrywa się w zdecydowanie wyrazistych i brutalnych realiach. Nieraz wywody urywają się niczym szept katowanej ofiary pod wpływem razów, ale nie trzeba wielkiej domyślności, by owe przemilczane przestrzenie wypełnić treścią.
„Space Invaders” choćby z uwagi na swoją dość „niemerkantylną” formę niewątpliwie stanowi literaturę dla nieco bardziej wyrobionych czytelników. Paradoksalnie jednak dotarłszy do końca czytelnik może się zastanowić, czy aby coś mu nie umknęło – i rozpocznie lekturę raz jeszcze.
|
Autor: Klemens
|
|
|