Coroczna „zima stulecia” przynosi nam nie tylko wielkie hałdy śnieżnobiałej, puchowej masy, która paraliżuje komunikację w największych nadwiślańskich metropoliach, ale również przedłużające się wieczory, z którymi nie każdy wie, co począć. Atmosfera takiego wieczoru może wzmocnić w nas ochotę na historię z dreszczykiem emocji, miejscami mroczną i okrutną.
Taką właśnie historię prezentuje nam pozycja z półki kryminałów.
„Erynie” autorstwa
Marka Krajewskiego, bo o niej mowa, jest książka zawierającą w sobie wszystko, co kryminał posiadać powinien, w dodatku jest ona okraszona wieloma smaczkami z racji umiejscowienia jej akcji w przedwojennym Lwowie, mieście pełnym kontrastów, gdzie mieszają się ideologie judaizmu, katolicyzmu i prawosławia. Mieście, w którym tygiel kulturowy jest rzeczą normalną. A zatem posłuchajcie wieści z Lwowa...
Maj, rok 1939. Mieszkańcy nie czują jeszcze grozy nadchodzącej wojny. Życie toczy się normalnie, bez większych podniet ani trosk. Do czasu. Jak grom z jasnego nieba, w obywateli uderza straszna informacja - w bestialski sposób zamordowano małego chłopca. Spokój miasta pozostał zmącony, sąsiad przestaje ufać sąsiadowi. Żony zaczynają śledzić mężów. Pierwszymi podejrzanymi są oczywiście lwowscy Żydzi, którzy dokonali na dziecku rzekomego mordu rytualnego. Sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli władz, a lwowianie szukają ratunku w doświadczonym komisarzu narodowości polskiej, Edwardzie Popielskim.
Sam komisarz jednak nie jest zbyt zainteresowany tą sprawą. Przeżył już z grubsza pół wieku, niejedno w życiu widział, uzyskał nawet pseudonim Łyssy wśród miejscowych przestępców, ma ogromne doświadczenie zawodowe. Nie ma łatwego życia, jest wdowcem i cierpi na epilepsję, a w dodatku posiada specyficzną dewiację polegającą na uprawianiu seksu podczas jazdy pociągiem. Ostatecznie jednak decyduje się na podjęcie śledztwa (duży wpływ ma na to fakt, że sam jest dziadkiem). Aby przyśpieszyć sobie robotę, zawiera układ z wpływowym gangsterem wywodzącym się ze starozakonnych. Nie będzie to jednak takie proste, jakby się Popielski spodziewał.
Wydarzenia w powieści rozgrywają się, jak już wcześniej wspomniałem, w przedwojennym Lwowie, jednak są tam również fragmenty rozgrywające się we współczesnym Wrocławiu, z którego autor najwyraźniej nie potrafi zrezygnować (poprzednie ksiązki
Krajewskiego, takie jak np:
„Głowa Minotaura” czy
„Dżuma w Breslau”, rozgrywają się właśnie w tym mieście). Wracając jednak do Lwowa, jest on w książce niezwykle barwny, pełen różnorodności, a także plastycznego opisu jego półświatka, w którym Popielski porusza się jak ryba w wodzie. Same zbrodnie są w
„Eryniach” opisane niezwykle szczegółowo, nieraz wręcz odrażająco, co nadaje całej powieści bardzo mroczny klimat. Ciężko mi powiedzieć, jak autor to robi, ale pomimo bardzo brutalnych i naturalistycznych opisów morderstw potrafi wciągnąć czytelnika w ciąg wątków, jakie w książce się pojawiają. Jest to na pewno bardzo duży, choć również nieco irracjonalny plus.
Jest to pozycja, której nie polecałbym osobom o słabych nerwach, gdyż wbrew pozorom, opisy mogą nas bardziej przerazić niż obrazki z horrorów. Dla reszty osób jest to ksiązka warta polecenia, gdyż zawiera w sobie wszystko, co dobry kryminał powinien zawierać.
|
Autor: Regis
|
|
|