Wżdy to grzmoty biją, wżdy to huczą fale, gżdy harmider ból rozsiewa, przestrach, zalęknienie? Nie, nic z tych rzeczy, moi mili, to
Sapkowski JÄ™drzej, czarnoksiężny mistrz słów zaklinania rodem z Lechistanu orzekÅ‚ „Fiat”, coby koniec udrÄ™ki nieszczÄ™snego Reynevana rodem z Bielawy nastÄ…piÅ‚, a Å›wiat ulegÅ‚ zmianie. A Å›wiatÅ‚ość wiekuista niechaj mu Å›wieci na wieki.
Dwa lata przyszło nam czekać na zwieńczenie historycznej serii autora znanego rzeszom przede wszystkim ze swego wiedźmińskiego cyklu. Serii odmiennej od siedmioksięgu opisującego dzieje Geralta z Rivii, acz i tak przesiąkniętej absolutnie niepodrabialnym stylem jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy fantasy. Okres to wcale niekrótki, mogący u coniektórych zaowocować lukami w pamięci, niepozwalającymi w pełni rozkoszować się dalszym rozwojem poszczególnych wątków, jednakże w wykonanej pracy widać, iż nie był to czas zmarnotrawiony.
Tytułem przypomnienia dla zapominalskich dobrze by było więc powiedzieć słów kilka o fabule cyklu. Otóż owa koncentruje się wokół osoby Reinmara z Bielawy, zwanego Reynevanem, adepta uniwersytetu praskiego, medyka, acz któremu nieobce są i sztuki nie tak szlachetnej renomy i proweniencji. Nieco przypadkowo człek ów wplątuje się w intrygi, które wkrótce wstrząsają całym piętnastowiecznym Śląskiem wraz z przyległościami. I w ten oto sposób Czytelnik wraz z bohaterem trafia w sam środek konfliktu pomiędzy czeskimi (choć nie tylko) husytami a okolicznymi krzyżowcami. A że na jego życie nastają osoby biegłe w magii i czarnoksięstwie, może być tylko ciekawie.
Już w tym miejscu uprzedzam wszystkich, którzy dotychczas nie zetknÄ™li siÄ™ z poprzednimi częściami serii – siÄ™ganie od razu po tom trzeci jest, w odróżnieniu ( od biedy i przy dużym przymrużeniu oka) do
„Wiedźmina”, czynnoÅ›ciÄ… kompletnie wyzbytÄ… sensu, bowiem w konsekwencji nie bÄ™dzie można siÄ™ nasycić zdecydowanÄ… wiÄ™kszoÅ›ciÄ… wÄ…tków, majÄ…cych solidnÄ… „podbudowÄ™” w uprzednich. Autor tym razem nie wprowadza zbyt wielu nowych postaci, koncentruje siÄ™ raczej na sensownym „wyeksploatowaniu” znanych już bohaterów i doprowadzeniu powieÅ›ci do rozsÄ…dnego zakoÅ„czenia.
„Lux perpetua” – podobnie jak
„Narrenturm” i
„Boży bojownicy” – pisane jest bardzo specyficznym stylem, momentami nawet mocno erudycyjnym, czego nie ratujÄ… koÅ„cowe przypisy, jak zwykle zresztÄ… ciekawe. Może to czasami psuć przyjemność z lektury, zwÅ‚aszcza gdy Czytelnik domyÅ›la siÄ™, iż autor puszcza w jego stronÄ™ oko, i wcale nie ratuje tego odautorskie tÅ‚umaczenie zachÄ™cajÄ…ce do wÅ‚asnych poszukiwaÅ„ znaczenia poszczególnych kwestii i witzów. Z drugiej jednakże strony nieco Å‚atwiej w ten sposób też siÄ™ wczuć w specyfikÄ™ przedstawianych czasów, gdy stosownÄ… wiedzÄ… dysponowali przecież nieliczni.
Akcja zaś toczy się niemalże przez przestojów, nieustannie musimy gonić za naszym bohaterem, rzucającym się w objęcia kolejnych przygód i kłopotów. Wielką zasługą jednak
Sapkowskiego jest doskonałe wyważenie tychże, tak iż Czytelnikowi nie grozi zmęczenie, przesycenie. Nawet najbardziej nieprawdopodobne wydarzenia paradoksalnie znajdują dostateczne uzasadnienie, cała kompozycja jest staranna i nie widać szwów.
Muszę uczciwie przyznać, iż byłem nieco zmęczony
„Bożymi bojownikami”, trochÄ™ monotonnymi i „przekombinowanymi”. MiaÅ‚em wiÄ™c pewne obawy siÄ™gajÄ…c po
„Lux perpetuÄ™”, pamiÄ™tajÄ…c i o tym, że ostatnie tomy cyklu „wiedźmiÅ„skiego” byÅ‚y najmniej udanymi. Tym milej wiÄ™c byÅ‚em ogólnym poziomem recenzowanej pozycji, stanowiÄ…cej uczciwe doprowadzenie przecież bardzo dobrej, mimo wszystko, serii do koÅ„ca – to naprawdÄ™ dobra książka! Podejrzewam, iż dziÄ™ki niej nie pozwolÄ™ cyklowi spoczywać w pokoju na wieki…
|
Autor: Klemens
|
|
|