Z pewnym nawet nie zakłopotaniem, co prawdziwym zasmuceniem obserwuję popularność współczesnych ruchów antyszczepionkowych, sam fakt ich powstania. Oczywiście w zakresie pewnych wątków nie można całkowicie zdeprecjonować jego zarzutów bądź niektórych pytań, winny one jednak stanowić raczej materię specjalistycznych konferencji pomiędzy osobami dysponującymi stosowną specjalistyczną wiedzą niźli przedmiot okrzyków ulicznych protestantów. Tym ostatnim chętnie poleciłbym krótki – acz świadomy – seans z The Chantry.
Przedmiotową pozycję trudno nazwać w pełni grą, a na uwadze należy mieć fakt, iż niżej podpisany jak najbardziej uważa za takowe klasyczne tzw. symulatory chodzenia. Sęk w tym, że odwiedzany przez nas świat jest realny… a przynajmniej takowy był. Ceną tegoż jest jednak jego daleko posunięta ograniczoność.
|
Zawrót głowy dla miłośników nieruchomych ujęć
|
Głównym bohaterem opowieści jest doktor Edward Jenner i dzieło jego życia, tj. szczepionka (pierwsza na świecie) na ospę. Zwiedzając typowo angielską rezydencję z okresu wojen napoleońskich natykamy się na kolejne przedmioty symbolizujące kolejne jego kroki na drodze ku odkryciu – najpierw wstrząs wywołany śmiertelnymi skutkami epidemii, następnie dostrzeżenie pewnej prawidłowości, eksperymenty ją potwierdzające, po czym niełatwą drogę ku powszechnemu uznaniu oraz wdrożeniu odkrycia, końcowo zaś związanego z tym uznania.
Niestety głównym felerem
The Chantry jest nuda przyjętej formuły, nawet jak na kontemplacyjne standardy gatunku. Po części wynika to z ograniczonej przestrzeni, po części z konieczności backtrackingu, głównie jednak z bardzo skromnej liczby dostępnych interakcji. Sytuacji nie ratuje również fakt, że usłyszenie komentarzy poświęconych niektórym obiektom wymaga uprzedniego zakończenia innego nagrania, choćby to było wysłuchane już kilkakrotnie.
|
Nie ma to jak radosne nastawienie wobec świata
|
The Chantry to reprezentant produkcji nastawionych na wykorzystanie gogli wirtualnej rzeczywistości, ale zupełnie marnotrawiący stosowny potencjał. Poruszamy się bowiem pomiędzy „węzłami” niczym w leciwych produkcjach
Cryo bądź serii
Myst, acz bez wdzięku właściwego dla tychże. Nie uświadczamy również niemal jakiejkolwiek muzyki, sytuację tylko nieco ratuje poprawny voice acting.
The Chantry prosi się o określenie mianem „produkcyjniaka”, jako gra bowiem jest przeciętne do bólu kości. Może na lepszą ocenę by zasługiwało jako materiał edukacyjny, acz niewiele w nim prawdziwej nauki, więcej niż anegdotycznej wiedzy o Edwardzie Jennerze. Niestety tego rodzaju produkcje nie spopularyzują technologii VR.
Metryczka
Grafika |
50% |
Muzyka |
20% |
Grywalność |
30% |
|
|
Ocena końcowa |
30% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
|
Autor: Klemens
|
|
|