Jednym z zapomnianych obecnie zespołów deweloperskich, który miał niemały wpływ na rozwój kształtu wirtualnej rozrywki, w tym również nad Wisłą z uwagi na częste lokalizacje jego produktów dokonywane w pionierskich czasach „poważnej” działalności wydawniczej w Polsce, było Cryo Interactive. Studio to wyspecjalizowało się w statycznych przygodówkach, częstokroć osadzonych w realiach stanowiących miszmasz historii i popularnych opowieści fantastycznych. Jedną z nich, choć bardziej zapomnianych, jest Salammbô: Battle for Carthage.
Pozycja ta odwołuje się nade wszystko do
twórczości Gustave’a Flauberta, który z kolei na potrzeby swej beletrystyki zaadaptował
dzieje prawdziwego konfliktu, kronikarskie zapiski znacznie jednak wzbogacając swoją licencją poetycką. Należy tu jednak zaznaczyć, iż twórcy egranizacji bynajmniej nie pozostali wierni literackiemu źródłu, czy to w zakresie biegu wydarzeń, czy to ich zwieńczenia.
|
I +10 w oczach męskiej części giercmańskiego towarzystwa
|
W trakcie rozgrywki wcielamy się w osobę Spendiusza, czyli niewolnika sięgającego po wolność, którego jedynym pragnieniem jest zapewnienie sobie uniknięcia złapania przez swych dotychczasowych panów. Jako że jednak żyje on w niewątpliwie ciekawych czasach – akurat kresu dobiegła pierwsza wojna punicka, zaś najemnicy w służbie pokonanej Kartaginy domagają się wypłaty przyobiecanego im żołdu – korzysta on z rozlicznych okazji, które odmienią nie tylko jego los.
Mechanika produkcji jest banalnie prosta – gracz ma do dyspozycji właściwie tylko trzy rodzaje interakcji, które zresztą automatycznie sygnalizują swoją właściwość. Rola użytkownika sprowadza się więc do ich nawiązywania w stosownej kolejności, czasami rozwiązania różnorakich łamigłówek, zmiany szat czy też praprzodków QTE, czyli szybkiego wykonania kilku kolejnych posunięć.
|
Smok jaki jest - każdy widzi
|
Zaznaczyć należy, iż gra nie jest banalnie prosta w zakresie serwowanych przez nią zagadek, nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że produkcja ta w istocie dość czytelnie zwiastowała zmierzch francuskich deweloperów, nie sposób zresztą nie odnieść wrażenia, iż była ona tworzona w pośpiechu, co skutkowało niemałą liczbą niedoróbek.
Los nie był zbyt miłościwy dla oprawy wizualnej tej produkcji. Współcześnie rozdzielczość 1000 pikseli na nikim nie zrobi wrażenia, tymczasem autorzy w swoich czasach skłaniali się raczej ku fotorealizmowi (na tyle na ile to było wówczas możliwe), co sprawia, że jawi się ona obecnie dość szpetnie. Pewnym ratunkiem na tym tle jest groteskowość przyjętej konwencji – ludzie przypominają bardziej różnorakie demony niźli przedstawicieli homo sapiens, podobnie rzecz się ma chociażby ze zwierzętami (słonie wyglądają jak charty w interpretacji Lovecrafta…), choć sama w sobie jest ona dość groteskowym wyborem estetycznym.
|
Łamigłówka taktyczna to wciąż coś unikalnego
|
Animacja samych postaci zaś dość mocno bawi. Doskonałym przykładem jest wódz wioski Zjadaczy Obrzydliwości, którego wzrok co chwilę ucieka w stronę telepromptera skrywającego się gdzieś za plecami gracza. Chyba zabrakło czasu na porządne betatesty… Szkoda również, iż i muzyka nie zapada w pamięć – po dzień dzisiejszy wielbię pod tym względem niektóre dzieła
Cryo, lecz
Salammbô nie będzie jednym z nich.
Współcześnie posiadamy stanowczo wyidealizowany obraz starożytności. Tymczasem były to czasy ze wszech miar okrutne, skrajnie odlegle od jakiejkolwiek sielskości. I choć
Salammbô: Battle for Carthage można stawiać szereg zarzutów, to choćby unaocznienie tej prawdy nie pozwala zupełnie zdezawuować i zapomnieć tej produkcji.
Metryczka
Grafika |
50% |
Muzyka |
50% |
Grywalność |
60% |
|
|
Ocena końcowa |
55% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Procesor Pentium II 333 MHz, 64 MB RAM, 1 GB HDD
|
|
Autor: Klemens
|
|
|