Słyszeliście kiedykolwiek o RPG Makerze? Kilka lat temu, jeszcze przed erą gier „Indie” to narzędzie – jak i wiele innych mu podobnych – zrobiło w Sieci wiele szumu. W dużym skrócie, RPG Maker to narzędzie, pozwalające tworzyć gry wideo (tu konkretnie, gry RPG) tym, którzy niezbyt dobrze odnajdują się w programowaniu. Z czasem tworzenie gier w tego typu narzędziach zaczęło się odbijać rykoszetem. Ze względu na wysyp setek produkcji naprawdę marnej jakości, gracze zaczęli traktować je „po macoszemu”. Chronicles of Nyanya, które wydaje się być tworzone z pomocą takich narzędzi stara się – jako kolejne już – zerwać z tym negatywnym trendem.
W związku z tym, kocie przygody sprawiają już od samego początku (niestety – dosyć negatywne) wrażenie gry, która próbuje być czymś więcej. Wielowątkową, rozbudowaną grą RPG, co niestety nie przekłada się na wyraźnie ograniczony budżet i korzystanie z ograniczonych narzędzi. Na szczęście jest to tylko pierwsze wrażenie i bardzo szybko autorzy decydują się nieco wyhamować.
Gdybym miał opisać
Chronicles of Nyanya w jednym zdaniu, powiedziałbym, że jest to gra, która mierzy siły na zamiary. Dostajemy tu bardzo podstawowego jRPG-a z całkiem nieźle wyważonym poziomem trudności i przyjemną, lekką, ale – podobnie jak z mechanikami rozgrywki – nieskomplikowaną i dosyć liniową historią. Nie ma tu epickich intryg, skomplikowanych, wielobarwnych postaci czy nagłych zwrotów akcji wywracających świat gry do góry nogami. Nie ma też skomplikowanych mechanik i systemów, które mogłyby nieco urozmaicić rozgrywkę. Sam system walki też jest bardzo podstawowy. Z całą pewnością nie będzie to zadowalające danie dla weterana gatunku, może jednak smakować komuś, kto z podobnymi pozycjami nie spędził większości swojego growego życia.
Są za to… koty. Całe mnóstwo kotów. Są koty asasyni, są koty, które przypominają naszych ulubieńców zarówno z gier, jak i anime. Są koty dobre, są koty złe. Tutaj koty są wszędzie. Podobnie jak żarty i odniesienia do ikon popkultury. Miejscami jednak sprawiają wrażenie dopisanych na siłę, tak jakby scenarzysta zapomniał, że tego typu „easter eggi” to miecz obusieczny, a przesyt typowo „memowego” poczucia humoru nie każdemu przypadnie do gustu.
Wszystko dopełnia przyjemna ścieżka dźwiękowa i bardzo przeciętna (a przy tym nierówna) oprawa graficzna. Szary, podstawowy interfejs i oprawa graficzna, której twórca sam nie wiedział czy to ma być jeszcze pixel art, czy już digital art. W związku z tym nie ma w oprawie graficznej niczego na czym można zawiesić oko na dłużej niż gra tego wymaga. A szkoda, bo produkcja aż prosi się o jakieś śliczne, 8- lub 16-bitowe sprite’y. Dobrze by pasowały do kapitalnie narysowanych, kocich portretów, które możemy oglądać chociażby w dialogach.
Jestem wielkim fanem gier RPG/cRPG i przede wszystkim jRPG oraz sRPG, a przy okazji graczem bardzo wymagającym i doświadczonym.
Chronicles of Nyanya z całą pewnością nie zaserwowało mi takiej karuzeli emocji jak
Final Fantasy VII, nie było grą tak wymagającą jak chociażby pierwsze odsłony
Shin Megami Tensei i niestety nie wzorowało się z oprawą graficzną na takich klasykach jak
Chrono Trigger, który mimo ponad 20 lat na karku ani trochę się nie zestarzał w tej kwestii. Opowieści polskich kotów nie łamały czwartej ściany aż tak bardzo jak robi to
Disgaea i nie wprowadzają do gatunku żadnej rewolucji tak jak 30 lat temu zrobił to
Dragon Quest.
Nie bez powodu wymieniam wszystkie te tytuły. Z każdego z nich – świadomie czy też nie –
Chronicles of Nyanya coś czerpie, formując solidne fundamenty. Na tym fundamencie jednak postawiona została bardzo podstawowa gra, która nie wykorzystuje całego drzemiącego w sobie potencjału. Zaprawieni w boju fani gatunku raczej nie znajdą tu dla siebie zbyt wiele, ale dzięki temu też zagrać w
Opowieści może każdy bez względu na stopień wtajemniczenia w ten specyficzny gatunek.
W ostatecznym rozrachunku
Chronicles of Nyanya otrzymuje ode mnie 5/10 z malutkim plusikiem. Nie jest to gra zła, jest jednak zbyt „podstawowa” i to jest słowo klucz w tym przypadku. Aż się prosi o to, żeby w wielu miejscach twórcy wysilili się nieco bardziej, pokusili o niestandardowe skrypty czy ręczne dopisanie kilku ciekawych rozwiązań do całej tej kolekcji klocków, z której zbudowali swoją grę. Tak się jednak nigdy tu nie dzieje i choć jest to tytuł poprawny, to nigdy nie wychodzi poza ten bezpieczny obszar gotowych, z góry zdefiniowanych klocków. Motywacyjny plusik natomiast dla samych twórców, którzy – podobnie jak ich dzieło – mają potencjał, ale (przynajmniej tutaj) go nie wykorzystują w takim stopniu, w jakim bym tego chciał.
Bardzo dziękujemy wydawnictwu Fat Dog Games za udostępnienie kodu recenzenckiego w celu umożliwienia powstania niniejszego tekstu.
Metryczka
Grafika |
30% |
Muzyka |
60% |
Grywalność |
50% |
|
|
Ocena końcowa |
52% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Intel Core2 Duo, 2 GB RAM, 2 GB HDD, Windows 7/8/10
|
|
Autor: Hunter
|
|
|