Seria Life is Strange wyróżnia się już samym tytułem, na pierwszy rzut oka dość pretensjonalnym, lecz jednak znajdującym pewne uzasadnienie w fabule prezentowanych produkcji, zachowując jednocześnie swój metaforyczny charakter. Można było jednak odnieść wrażenie, iż każda z kolejnych pozycji poziomem nie dorównuje swej poprzedniczce. Czy Life is Strange: True Colors wpisuje się w ten trend?
Ostatnimi czasy na swój sposób modna staje się „feminizacja” gier, przejawiająca się w przyznaniu głównej roli postaciom kobiecym, niekoniecznie jednak stanowiącym projekcję męskich fantazji, i pomijając odstępstwo przy okazji
„dwójki” tak też jest w przypadku nowego dzieła
Deck Nine. Główna bohaterka – Alex Chen – jest jednak osobą inną od chociażby Max Caufield, ma za sobą historię trudnego dzieciństwa, jej wygląd zaś daleki jest od widoków właściwych dla rozkładówek z garaży… a także amerykańskiego etnicznego „wzorca”.
|
A może by tak rzucić wszystko i...
|
Gry z serii
Life is Strange zwykły być wręcz spektakularnymi reklamami amerykańskich krajobrazów i
True Colors pod tym względem nie zawodzi w najmniejszym stopniu. Góry Skaliste, miasteczko górnicze o co najmniej stuletniej tradycji, położone gdzieś na uboczu, lecz nie takim, które byłoby pozbawione dobrze zaopatrzonego sklepu z płytami muzycznymi czy tzw. coffee shopu – czegóż chcieć więcej?
Cykl
zainicjowany przez
DONTNOD zwykł się również charakteryzować bardzo sceptycznym podejściem do amerykańskiego społeczeństwa, nie stroniącego od wielkich słów właściwych dla tekstów Objawionego Przeznaczenia, lecz pełnego hipokryzji i obłudy. W przypadku omawianego tytułu wrażenie to uległo pewnemu „odroczeniu w czasie”, uwidacznia się dopiero przy okazji dalszych rozdziałów – choć też stosowna „podpowiedź” została dość przewrotnie zakamuflowana przez autorów już nieco wcześniej.
|
Brak opcji dla trzeciej płci!
|
Pewnego rozczarowania doświadczą użytkownicy ujęci konceptami nadnaturalnych mocy bohaterów wcześniejszych odsłon, albowiem talent Alex jawi się jako dość mało… przekonujący i przydatny, choć oczywiście scenarzyści całkiem zręcznie próbują go wybronić. Co więcej, przez swą niewielką spektakularność staje się on bardziej… ludzki.
Jak się zdaje, największą słabością całości jest fabuła, tak z uwagi na jej niezbyt porywającą konstrukcję (jak by nie patrzeć poprzedniczki pod tym względem nie lękały się zdemolować całych wielkich obszarów), jak też teatralne przerysowanie, pozwalające wyrazić całą gamę uczuć, lecz miejscami urągające psychologicznemu prawdopodobieństwu.
Nieodmiennie atutem gry z cyklu
Life is Strange pozostaje oprawa. O ile silnik całości mógłby uświadczyć pewnego odświeżenia (choć pod kątem wyświetlania feerii kolorów sprawdza się on ze wszech miar), o tyle wobec muzyki trudno sformułować jakiekolwiek zarzuty, zwłaszcza że na „rozkładówce” można odnaleźć ze wszech miar uznane marki, jak
Radiohead,
Kings of Leon czy
Dido.
Life is Strange: True Colors to próba pewnego „wyciszenia” serii, która zaczęła nieco zbaczać w stronę tromtadracji. Próba udana aż nazbyt, albowiem dość senna i niespecjalnie emocjonująca (choć odwołań do uczuć w niej nie zabraknie). Sądzę, iż jak mało która podzieli ona dotychczasowych fanów, ocena końcowa jest więc swego rodzaju średnią arytmetyczną, nieco skrywającą bardziej właściwą dlań ambiwalencję.
Metryczka
Grafika |
85% |
Muzyka |
90% |
Grywalność |
60% |
|
|
Ocena końcowa |
65% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Intel Core i5-3470 3.2 GHz / AMD FX-8350 4.0 GHz 8 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 590 lub lepsza 30 GB HDD Windows 10 64-bit
|
|
Autor: Klemens
|
|
|