Urokiem dzisiejszych czasów jest fakt, że właściwie nic w nich nie ginie – owszem, może zniknąć z pierwszego planu, niemniej wciąż może znaleźć zakątek ku pielęgnowaniu dalszej egzystencji. Prawidło to dotyczy chociażby klasycznych przygodówek point’n’click, których mechanika sprowadza się do zasady „użyj wszystkiego na wszystkim”. Przedstawicielem tego podgatunku jest zaś Kelvin and the Infamous Machine.
W trakcie zabawy wcielimy się w tytułowego Kelvina, któremu przypadnie w udziale podjęcie się zadania tyleż sztampowego, co wymykającego się konwencji. Otóż jest on pomocnikiem klasycznego szalonego naukowca, któremu udaje się skonstruować wehikuł czasu. Miast jednak zasłużonej glorii i sławy uświadcza on wyśmiania przez środowisko (z uwagi na wygląd wehikułu przypominający kabinę natryskową), co skutkuje przepaleniem się kilku obwodów w jego głowie, tak że postanawia cofnąć się w czasie i przypisać sobie różnorakie epokowe dzieła i osiągnięcia, zarazem pozbawiając splendoru tytanów ludzkiej myśli czy talentu. Jako że zarazem grozi to kolapsem tkanki czasoprzestrzeni, ruszamy jego śladem w celu przywrócenia biegu wydarzeń na właściwy tor.
Jesteśmy więc młodzi, niekompetentni oraz nieskończenie przemądrzali. Co gorsza, uświadamiamy sobie, że geniusze wieków minionych byli osobami cechującymi się nietypowymi słabościami (no, może z wyjątkiem geniusza nad geniuszami, Leonarda da Vinci), naszym zadaniem jest stać się muzą, która tchnie w nich stosowną wenę.
Dane nam więc będzie odwiedzić trzy różne lokalizacje w trzech różnych epokach, choć nie ma co liczyć na jakąś porywającą podróż w czasie – koncept miejsc i postaci momentami jest stereotypowy aż do bólu. Owszem, niejednokrotnie gracz się uśmiechnie, momentami wręcz roześmieje, większość elementów komicznych jednak jest dość oklepana – może nie splagiatowana, lecz mieszcząc się w oklepanej normie.
|
Niektórym żartom daleko do wyrafinowania angielskiego humoru
|
Autorzy uznali, że sięgną do samych korzeni gatunku, co dla jednym będzie świadczyło o wtórności, inni zaś zakrzykną z radością „nareszcie!”. W konsekwencji w czasie rozgrywki nie uświadczymy jakichkolwiek łamigłówek (poza jedną symboliczną) czy elementów zręcznościowych. Nawet jeśli fabuła wymusi na nas szybkie (i automatyczne) oddalenie się określonego miejsca, to do znudzenia będziemy mogli podejść doń po raz kolejny.
Twórcy dość autokrytycznie w jednym miejscu zażartowali z głównego bohatera, że nie jest on żadnym herosem, lecz po prostu zwykł używać wszystkiego na wszystkim. W istocie bowiem gra cechuje się typową dla staroszkolnych przygodówek logiką – a właściwie jej brakiem. Prosty przykład – jak zwabić mysz do butelki? Przekonać ją, że w środku jest ser. Jak zaś uczynić to ostatnie? Uprzednio potraktować butelkę śmierdzącymi skarpetami…
Kelvin and the Infamous Machine cechuje się „przygodówkową” oprawą audiowizualną – czyli urokliwą, zapadającą w oko (w mniejszym stopniu zaś w ucho), dostarczającą uczucia obcowania z czymś estetycznym. Nie jest to artyzm, lecz rzemiosło niewątpliwie dość wysokiej próby.
Przedmiotowa pozycja raczej nie wpisze się na stałe do annałów gatunku, nie będzie stanowiła punktu odniesienia dla innych pozycji – to raczej w niej należy dopatrywać się nawiązań niźli oczekiwać, że inne produkcje będą „mrugały” w jej stronę. Gdyby jednak gracz pamiętający czasy oryginalnego
Gabriel Knighta czy
Małpiej Wyspy chciał wytłumaczyć „millenialsowi” na atrakcyjnym przykładzie czym były dawne gry przygodowe, to
Kelvin and the Infamous Machine będzie ku temu wielce przydatnym narzędziem. Ot, taki wehikuł czasu.
Metryczka
Grafika |
75% |
Muzyka |
70% |
Grywalność |
50% |
|
|
Ocena końcowa |
55% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Intel Dual Core 1.7 GHz, 2 GB RAM, karta grafiki 512 MB GeForce GTX 260/Radeon HD 4870 lub lepsza, 500 MB HDD, Windows 7
|
|
Autor: Klemens
|
|
|