Półwysep Iberyjski, cesarz Oktawian August wraz ze swoją małżonką Liwią Druzyllą tworzą z miasta Tarraco (dzisiejszej Tarragony) przyczółek, z którego mają zamiar podbić pozostałą część półwyspu. Podczas gdy cesarskie wojska walczą przeciwko ludom północnej Hiszpani, cesarz rozpoczyna w Tarraco liczne budowy, żeby docelowo stworzyć najwspanialsze miasto w basenie Morza Śródziemnego. Tarraco jest sławne z panującego w nim spokoju i bezpieczeństwa, dlatego też cesarz postanawia tam osobiście zamieszkać, pozostawiając Rzym pod kontrolą Senatu i swoich zaufanych ludzi. Jednak pozorny spokój niszczy niespodziewane zabójstwo gubernatora Manniego…
Gdyby stworzyć ranking popularności wśród pisarzy realiów historycznych, w których zwykli oni osadzać akcję swoich książek, starożytny Rzym z pewnością zajmowałby jedną z czołowych pozycji, by wspomnieć chociażby o sienkiewiczowskim
„Quo vadis”. Również
Xulio R. Trigo dał się im uwieść, choć akurat w jego powieści, i to pomimo jej tytułu, samego Rzymu czytelnik nie uświadczy.
Akcja książki rozgrywa się powiem w Tarraco, które przez krótki okres czasu cieszyło się statusem nieformalnej stolicy państwa rzymskiego za rządów Oktawiana Augusta. Było to naówczas miasto młode, stanowiące przyczółek latyńskiego świata w kantabryjskim otoczeniu. W konsekwencji również i główne postaci reprezentują sobą różne światy – „barbarzyńskie”, zromanizowane oraz „czystorzymskie”.
Opowieść rozpoczyna się wedle najlepszych hitchcockowskich wzorców, mianowicie trzęsieniem ziemi w postaci morderstwa na gubernatorze, szybko też czytelnik dowiaduje się, którym to postaciom powinien „kibicować”, którym zaś złorzeczyć – i niestety w tym zakresie niemal nic nie ulega zmianie do ostatnich stron.
Lektura książki prowadzi do wniosku, że autorowi brakowało cierpliwości w jej tworzeniu bądź też była ona adresowana do niezbyt cierpliwych czytelników. Nim bowiem jakikolwiek wątek zdąży poruszyć odbiorcę, momentalnie ulega ona rozwiązaniu, przeistaczając się w kolejny i kolejny. Nie ma żadnego napięcia, wyczekiwania, ciosy spadają nieustannie, bez chwili oddechu – to nie pojedynek mistrzowski bokserów wagi ciężkiej, lecz raczej sparing zawodników wagi muszej.
Cierpliwości zabrakło autorowi również w analizie dokumentów źródłowych. Z jednej strony dostrzec bowiem można wolę wiernego oddania prezentowanych realiów, co chwilę jednak czytelnik musi się zmierzyć z ewidentnym błędem w tym zakresie. Można odnieść wrażenie, że autor chciał wzbogacić swoją wiedzę historyczną, lecz sięgnął do pozycji popularyzatorskich, pełnych uproszczeń.
„Sen o Rzymie” jest przykładem prostej i lekkiej literatury, stworzonej z wdziękiem, pozbawionej jednak głębszych ambicji. Co zresztą może się jawić tyleż jako wada, co i zaleta, zwłaszcza gdy czytelnik w odróżnieniu od niżej podpisanego nie przepada za dukajowskimi „cegłami”.
|
Autor: Klemens
|
|
|