Zabijają nas tak łatwo, jak my zabijamy węże. Nie oszczędzają tego, kto prosi o życie. Jest w nich pragnienie zabijania i dlatego należy ich unicestwić...
Przez las przechodzi bóg, który zna śmierć, bóg, który zabija i sam nie rodzi się powtórnie...
Bardzo sobie cenię twórczość
Ursuli K. Le Guin, a od cyklu o Ziemiomorzu zawsze bardziej ujmowała mnie seria Ekumeny, być może ze względu na jej niezwykłość i odmienność od innych przedstawicieli gatunku space-opery, zazwyczaj niezbyt szanującego realia fizyki, ale też i hard sci-fi, w której prawa przyrody oraz technika niejednokrotnie wręcz przysłania człowieka, tłamsi go. Dopiero niedawno jednak natknąłem się na jedną z części, zatytułowaną
„Słowo »las« znaczy »świat«”.
Być może powodem niewznawiania tej powieści są jej naprawdę wątłe rozmiary, które mogłyby zniechęcić czytelnika do wydania pieniędzy, a wszak nie jest to czynnik, który jakikolwiek wydawca funkcjonujący w warunkach rynkowych mógłby zlekceważyć. I w istocie bardziej niźli bardziej adekwatnym określeniem na opisanie przedmiotowej pozycji niźli „powieść” byłby wyraz „nowela”, najbardziej zaś „przypowieść”.
Fabuła jest bardzo nieskomplikowana – ludzie kolonizują kolejną planetę, nieskażoną jeszcze przez przemysł, a szczególnie wartościową ze względu na niezwykle cenne drewno, które można z niej pozyskiwać dzięki obficie rosnącym lasom. Koloniści wszakże, mimo nowoczesnego asortymentu w postaci kosmicznej technologii, niczym nie różnią się od swych poprzedników z Nowego Świata, prowadząc gospodarkę łupieżczą, opierającą się na niewolniczej pracy lokalnych humanoidów – wyglądem nieco przypominających ewoki rodem ze
Star Wars (choć przedmiotowa książka została napisana wcześniej nim powstała jakakolwiek część pierwotnej trylogii
Lucasa) – określanych przez nich „stworzątkami”. Nawet sobie jednak nie wyobrażają, jak bardzo ich postawa jest rewolucyjna z punktu widzenia tubylców, ich kultury i postrzegania świata.
Owe zderzenie cywilizacji jest ukazane z perspektywy trzech osób – kapitana Davidsona, wręcz duszącego się w swych uprzedzeniach i uproszczonych wizjach rzeczywistości, naukowca Raja Ljubowa, stanowiącego właściwie jedynego widzącego w krainie ślepców, oraz Selvera, czyli nieszczęsnego tubylczego niewolnika, który odkrywa w sobie niespodziewaną siłę – ale nade wszystko samą zdolność.
Książki
Ursuli K. Le Guin cechują się wręcz nieodmiennie pewnym smutkiem, żalem za utraconą przeszłością i będącą jej elementem niewinnością. Nie inaczej jest również w przypadku recenzowanej pozycji, rzekłbym nawet, iż poczucie straty jest bardziej dojmujące niźli w przypadku
„Czerech dróg ku przebaczeniu” czy
„Wydziedziczonych”. W konsekwencji nawet happy-end nie jest tym, co czytelnik mógłby sobie wymarzyć.
„Słowo »las« znaczy »świat«” nie jest pozycją o wątkach oszałamiających swą mnogością ani skomplikowaniem, fabuła jest dość łatwo przewidywalna, co niestety jest raczej kiepską rekomendacją natury ludzkiej, czytelnik bowiem chciałby zostać przyjemniej zaskoczony. Zmiana jej wymagałaby jednak zmiany nas samych.
|
Autor: Klemens
|
|
|