Jeżeli boisz się ryzykować, nawet nie siadaj do gry.
Hausenberg to miasto, które nie ma litości dla słabych. Sposobów, żeby cię przerobić, jest wiele: kieszonkostwo, obijana albo stara dobra szulerka. Lecz jeśli jesteś charakterny i nie boisz się grać o wysokie stawki, będziesz zachwycony!
Slava, młody, szatańsko zdolny szuler, wyznaje jedną zasadę – jeżeli czegoś chcesz, musisz to sobie wziąć. A jego cel jest prosty: pokazać wszystkim, że to on jest w Hausenbergu numerem jeden. Niestety, wybrał sobie fatalny moment, bo nie jest jedynym w mieście, który ma poważne plany. Na domiar złego właśnie skrewił długo szykowany przekręt. Z pomocą przychodzą mu starzy kompani: zabójca Nino i Petr, samozwańczy król złodziei. Żaden z nich nie podejrzewa, że już wkrótce przyjdzie im się zmierzyć z bardzo mocnym graczem. I postawić wszystko na jedną kartę.
Istne tony papieru można by zadrukować na rozważania nad atrakcyjnością zła w ogólności, zaś jego siewców w szczególności. Już w Genesis najbardziej frapujące są wszak opowieści o sięganiu po owoc zakazany, historia bardziej Kaina niż Abla, a współcześnie do najpoczytniejszych książek zaliczają się wszak kryminały. Postacie łotrzyków zostały przyswojone przez kulturę tak wysoką, jak też tą bardziej popularną, z reguły jednak jako pewne odstępstwo od uładzonego oraz zasadniczo praworządnego otoczenia. A gdyby tak ze zła uczynić cnotę?
Tak naprawdę nie jest to koncept zupełnie nowatorski,
Tomasz Marchewka sam się zresztą przyznaje do mocnej inspiracji
„Wielkim Szu”, jak też szeregiem innych „nie-cnotliwych” dzieł. Hausenberg, w którym rozgrywa się akcja jego powieści to swego rodzaju steampunkowe Gotham City, mające za sobą jedną dżokerską rewolucjo-anarchię, lecz w istocie wyglądające kolejnej.
Głównym bohaterem książki jest niejaki Slava, czyli dość zaawansowany, lecz wciąż jeszcze adept szulerskiej profesji, choć niejako na uboczu jego historii pisarz snuje również opowieść nawet nie samodzielną, co konkurującą o miano alternatywnego głównego wątku. Jeśli taki w istocie był pierwotny zamysł, to niestety nie udało się go konsekwentnie ziścić, łatwiej o wrażenie, iż autor utracił zainteresowanie pierwotnie główną fabułą, wzbogacając ją o dość bogate, lecz mimo wszystko didaskalia, które ostatecznie przywiodły go do pewnego porzucenia historii karciarza.
Najciekawsza dla mnie była konstrukcja prezentowanego świata, jego historia i mitologia, jak również… ekonomia. Niestety jakkolwiek tu czy ówdzie odnajdziemy odwołania do przedmiotowej materii, trudno je traktować poważniej niźli w kategoriach swego rodzaju literackiego „zająknięcia się”.
„Wszyscy patrzyli, nikt nie widział” to powieść wciągająca, której lektura następuje płynnie pomimo nie tylko teoretycznej drastyczności niektórych opisów, którymi autor wszakże się nie delektuje, przeciwnie, każdy z nich ma swój ściśle utylitarny cel. Sądzę, iż niejeden czytelnik zapragnie powrotu do świata Hausenbergu.
|
Autor: Klemens
|
|
|