Żyć z dawnymi występkami można jedynie, jeśli ukryje się je w głębokich zakamarkach umysłu, w czarnych odmętach duszy. Rin wciąż żyje.
Mogła przyjąć wyciągniętą dłoń Cesarzowej, zdławić rebelię i poprowadzić wojsko prosto na południe. Tam, gdzie w czerwonym pyle, wśród zapomnianych kapliczek i wykopanych w ziemi grobów czekają cierpliwie jej korzenie, jej Dom. Wolała bawić się w rewolucję, z której wyniosła tylko kolejne blizny i gorycz kolejnej porażki.
Została sama. Z okaleczonym ciałem, rozbitą duszą, łaknąca pokuty i rozgrzeszenia niemal tak samo, jak walki i zniszczenia.
I oto prawdziwy wróg wkracza na scenę. Tym razem Rin nie będzie walczyć w obronie Cesarstwa, Republiki czy życia swoich przyjaciół. Tym razem stawką jest cały znany Rin świat. Ten ludzki i ten boski.
Sukces sprzedażowy
pierwszych dwóch odsłon cyklu autorstwa
Rebecci F. Kuang stanowił pochodną szeregu czynników, spośród których na plan pierwszy byłbym skłonny wysunąć połączenie dalekowschodniej egzotyki ze współczesnymi modami w fantastyce pod znakiem
George’a R.R. Martina (czyt. wszyscy umrą), choć końcowa jakość tej literatury była dość wątpliwa. Czy
„Płonący bóg” wpisuje się w ten trend?
W odróżnieniu od poprzednich odsłon autorka tym razem nie wprowadza do osnowy opowieści żadnych nowych postaci, które można by było określić mianem choćby drugoplanowych. Owszem, tło się zmienia, lecz czytelnik ani przez moment nie przywiązuje się do nowych person, ma bowiem pełną świadomość, iż za chwilę zostaną one „zutylizowane” podobnie jak zastępcza załoga okrętów z serii
Star Trek.
W konsekwencji łatwo o wrażenie, że
„Płonący bóg” stanowi przejaw literackiego kiszenia się we własnym sosie, mało odkrywczego i kreatywnego gonienia za własnym ogonem – i tak przez ponad pół tysiąca stron. Choć ponownie można odnieść wrażenie, że przez autorkę przemawiają zastarzałe kompleksy, tym dziwniejsze u osoby wzrastającej poza matecznikiem.
Osobiście lubię, gdy lektura dostarcza mi nowych bodźców intelektualnych, refleksji, na które nie poważyłbym się we własnym zakresie, nawet gdyby ostatecznie okazały się bagatelne czy bardzo hermetyczne. W przypadku ostatniego tomu trylogii autorstwa
Rebecci F. Kuang takiego „niebezpieczeństwa” nie ma…
„Płonący bóg” to książka, którą trudno nie określić mało dostojnym mianem „czytadła”, literackiego fast food, nawet niespecjalnie smacznego. W filmach akcji często decydującym momentem wyścigu/pościgu okazuje się po prostu wrzucenie wyższego biegu (do czego rywale jakoś dziwnie okazują się niezdolni) i podobne „pomysły” fabularne cechują omawianą pozycję. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że łatwo byłoby całość sprowadzić do rozmiarów właściwych dla jednej trzeciej końcowych.
|
Autor: Klemens
|
|
|