Główną postacią powieści jest dobrze znany Jakób Szela, którego dzieciństwo owiane jest tajemnicą. Autor „Baśni” postanowił wykorzystać ten fakt – wypełnił luki w biografii Szeli i zaproponował literacką historię młodości tego przywódcy chłopskiego i bohatera uciśnionego ludu. Zanim Szela stał się chłopskim królem, według Raka był on prostym chłopakiem, którego wychowywał dziadek. Kóba pracował na rzecz panów, ale jego życie było pełne fantazji i marzeń. Czy to prawda? Czy rzeczywiście dzieciństwo i młodość Jakóba Szeli mogły tak wyglądać?
Jakub Szela (pisownia nieprzypadkowa) zalicza się do jednych z bardziej tajemniczych osób wspominanych na kartach polskich podręczników szkolnych, niemalże mimochodem. Bo jakże to, wielcy patrioci planujący kolejne powstanie zmierzające ku odzyskaniu niepodległości zostaje utrącone jeszcze przed rozwinięciem skrzydeł, i to nie przez wojska wraże, ciemiężycielskie, lecz wskutek rodzimej ruchawki? Ot, kolejny epigon Targowicy?
Radek Rak rzuca nań nieco inne światło?
Od lat modne jest epatowanie metką realizmu magicznego – mnie samemu również przytrafia się z niej korzystać – i na pierwszy rzut oka omawiana powieść zdaje się być wcale wdzięcznym obiektem ku tego rodzaju sklasyfikowaniu. Z jednej strony mamy bowiem dość realistyczny opis realiów galicyjskiej wsi z przełomu XVIII i XIX wieku, z drugiej zaś znany nam świat „mędrca szkiełka i oka” doznaje licznych kontaktów z uniwersum nadprzyrodzonym, pełnym magii, istot demonicznych i „strachów na lachy”.
Z pewnością całość charakteryzuje się niemałym kolorytem, co sprzyja wartkości lektury – pomimo braku szaleńczego postępu akcji – ale trochę szkoda, iż autor zdecydował się na takie a nie inne proporcje. Całkiem intrygujące są bowiem jego opisy chłopskiego życia, zastanawiać się również można, czy nie byłoby lepiej, gdyby bardziej wyraziście przedstawił on dramat galicyjskiej rabacji, ze zróżnicowaniem jej przebiegu włącznie. Przykład może tu stanowić literatura autorstwa
Gabriela Garcii Marqueza, wszak bardziej powściągliwego w sięganiu „gdzie wzrok nie sięga”.
Chyba najbardziej doskwierała mi jednak podczas lektury obecność różnorakich „zmrużeń oka”, trzeba przyznać, iż dość subtelnych – ot, choćby takie związki z
„Władcą pierścieni” niekoniecznie jawią się jako oczywiste już od pierwszego słowa, niemniej jednak ewidentnie stanowią one ciało obce.
„Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli” pomimo swoich przywar to pozycja dalece zajmująca, sprawiająca niemałą przyjemność, a nawet uciechę podczas wgłębiania się w jej treść. Co jest zresztą nie lada osiągnięciem zważywszy na jej przygnębiający – jak by nie patrzeć – temat.
|
Autor: Klemens
|
|
|