Philip Dick należy do moich ulubionych autorów science- fiction. Uważał, że to co powinno wyróżniać ten gatunek, to przede wszystkim pomysł: coś nowatorskiego, coś czego jeszcze nie było. Trzeba uczciwie przyznać, że główną siłą jego utworów jest właśnie pomysł. Książki Dicka czyta się z zaciekawieniem i naprawdę ciężko jest się nudzić. Z kolei styl Zelaznego to mieszanka science-fiction z mitologią. W jego książka często spotykamy postaci związane z mitologią, które Zelazny umieszcza w naszym świecie. Co mogło wyjść z fuzji tych dwóch, jakże utalentowanych, pisarzy? O tym później. Najpierw przyjrzyjmy się fabule.
Mamy świat po III wojnie światowej. Świat, który uległ całkowitej zmianie. Powstała nowa wiara, której wyznawcy czczą tytułowego Boga Gniewu. W rzeczywistości jest on tylko człowiekiem odpowiedzialnym za zniszczenia wojenne. Kaleki malarz Tibor dostaje zlecenie od Kościoła Gniewu. Ma on namalować twarz wspomnianego boga i w tym celu wyrusza na pielgrzymkę. Nie jest to łatwa pielgrzymka. Tibor natrafia na wiele przeciwności losu, a także spotyka sporo charakterystycznych postaci. Sama końcówka jest dość interesująco pomyślana, ale szczegółów nie będę zdradzał.To tyle jeśli chodzi o zarys fabuły.
Tytuł został zaczerpnięty od z chrześcijańskiej sekwencji pogrzebowej Dies Irae, co oznacza „Dzień Gniewu”.
Philip Dick zaczął pisać tę książkę sam, lecz doszedł do wniosku, że posiada zbyt małą wiedzę o tematach religijnych i postanowił poprosić o współpracę
Zelaznego. Praca nad książką zajęła pisarzom dwanaście lat, więc śmiem twierdzić, że była ona dobrze przemyślana, co zresztą czytelnik zauważa podczas lektury. Dość łatwo można rozróżnić style obydwu pisarzy.
I tu pojawia się problem, gdyż nie każdemu może się to podobać. Postapokaliptyczne wizje świata, a szczególnie opis stanów narkotycznych to element rozpoznawczy
Dicka. Jeśli ktoś zna jego twórczość, poczuje się jak w domu, tym bardziej, że styl
Dicka zdecydowanie przeważa. Bardzo sprawnie została opisana religia związana z Kościołem Gniewu. Czerpie ona z wielu prawdziwych wierzeń (m.in. manicheizmu, według którego świat to nieustanna walka dobra ze złem, z przewagą tego drugiego). Ciekawie są także ukazane rozważania, wątpliwości czy też rozterki bohaterów.
Nie jest to z pewnością płytka książka. Spotkałem się z opinią, że nie przypadnie ona do gustu wielu czytelnikom, że jest przeznaczona dla wąskiego grona odbiorców. Może i tak jest, ale w takim razie ja należę do tego grona. Dla mnie
„Deus Irae” jest jak najbardziej udaną książką. Co prawda nie jest to utwór na miarę
„Ubika” czy też
„Blade Runnera”, niemniej jednak jest to pozycja warta uwagi.
Podsumowując, jeżeli nie przeszkadza wam zmieszanie dość odmiennych stylów
Dicka i
Zelaznego, to śmiało możecie sięgać po tę książkę.
Książka otrzymuje
8 w dziesięciostopniowej skali wg
Chochli.
|
Autor: Chochla
|
|
|