Odpowiedzi na zawiłe pytania dotyczące początków Świata Rzeki nareszcie znajdują się w zasięgu ręki, gdy niezwykła grupa Ziemian — złożona z Sir Richarda Francisa Burtona, Samuela Clemensa, Alicji Liddell Hargreaves (pierwowzoru Alicji w Krainie Czarów), Cyrana de Bergeraca, Ulyssesa S. Granta i barona Von Richthofena — przedostaje się do fortecy nadludzkiej rasy, która włada Doliną. Jednakże odpowiedzi prowadzą do kolejnych oszałamiających pytań...
Kim jest Tajemniczy Nieznajomy, który rozpala wyobraźnię ludzi wskrzeszonych nad brzegami Rzeki, odsłaniając przed nimi część prawdy? Co stanowi klucz do potężnego komputera, dzierżącego władzę nad życiem i śmiercią? We wnętrzu Mrocznej Wieży kryją się liczne tajemnice — są one jednak przeznaczone tylko dla tych, którym wystarczy odwagi, by je odkryć, i mądrości, by je rozszyfrować...
Niemal cztery lata wydawnictwo
MAG kazało czytelnikom czekać na kontynuację opowieści o Świecie Rzeki, przerwanej wraz z zakończeniem
„Mrocznego wzoru”. Osobiście utraciłem wręcz wiarę w to i właściwie tylko inne pilniejsze zadania powstrzymywały mnie przed sięgnięciem po oryginał, zwłaszcza że poziom przekładu był dotychczas nierówny. Niemniej w końcu doczekaliśmy się kolejnej części, co dowodzi też niemałego gustu osób decyzyjnych w
Wydawnictwie.
Od razu pragnę zaznaczyć –
„Czarodziejski labirynt” da się czytać bez gruntownej znajomości poprzednich odsłon – zaryzykowałem bowiem i nie przypomniałem sobie nawet „blurbów” wcześniejszych części. Obawiam się jednak, że rozpoczęcie przygody ze Światem Rzeki bez
jakiejkolwiek wiedzy o tym uniwersum byłoby zniechęcające, mogłoby bowiem stworzyć wrażenie chaosu.
Akcja książki rozgrywa się na kilku planach historycznych – jej finał ma czas dobrych kilkadziesiąt lat po zdarzeniach zaprezentowanych w pierwszych rozdziałach, a bynajmniej nie mamy do czynienia z jednym przeskokiem. Co więcej, kilkukrotnie raczeni jesteśmy mniejszymi czy większymi retrospekcjami, tak naprawdę częściowo o biograficznym charakterze.
Philip José Farmer odstąpił jednak nieco od dotychczas przyjętej konwencji i pozwolił sobie na „głębsze” podróże wewnątrz jestestw prezentowanych postaci. Dane nam będzie poznać niezwykle prywatne uczucia pierwowzoru Alicji, która udała się na drugą stronę lustra, czy też niejakiego Sama Clemensa, znanego powszechnie jako Mark Twain. Rozdziały te potrafią być intrygujące, choć czasami zdają się nie mieć najmniejszego związku z fabułą powieści.
Amerykański autor także chętniej niźli dotychczas podejmuje tematy stosunkowo rzadko poruszane w literaturze science-fiction, a mianowicie wątki religijne czy metafizyczne. Nie powiem, że jakoś głęboko mnie one poruszyły, stwarzają one bowiem wrażenie eklektycznego kolażu buddyzmu z newagem oraz domieszką
Dänikena, niemniej niewątpliwie dodaje to całości smaku.
Nieco rozczarowujące jest zakończenie, które z jednej strony nie stanowi dostatecznie „wysokiego C” dla dotychczasowej całości, z drugiej zaś rodzi obawy, iż kontynuacja (ta bowiem powstała), będzie swoistym „biciem piany”. Trudno jednak nie uznać klasy pisarza, który jest w stanie wzbudzić współczucie wobec Hermanna Göringa.
Ps. A wspomniany opis z okładki znowu częściowo wprowadza w błąd...
|
Autor: Klemens
|
|
|