Czterysta lat świetlnych od naszego Słońca w gromadzie Plejad odkryto planetę podobną do Ziemi. W skład wysłanej na nią ekspedycji wchodzą skazani na wieloletnie wyroki ludzie nie akceptujący obowiązujących w Europie reguł "poprawności politycznej". Kilkunastu astronautów spędzi na pokładzie zdolnego do pokonania bariery prędkości światła gwiazdolotu "Hekate" kilka tygodni. W tym czasie zobaczą porzuconą przez ludzi bazę na Księżycu i dane im będzie poznać tajemnicę ich statku - największego dzieła ludzkiego geniuszu. Ci, którym uda się przeżyć straszny rejs, dotkną stopą dziewiczego lądu. Obca planeta nie okaże się jednak wymarzonym Nowym Rajem. Daleki ląd skrywa tajemnicę, która przekracza granice ludzkiej wyobraźni.
Paweł Kempczyński ma na swoim koncie debiutancką powieść
„Requiem dla Europy”. Jak możecie przeczytać
tutaj książka to bardzo przypadła mi do gustu. Nic więc dziwnego, że z ochotą zabrałem się za kontynuację
„Requiem”, czyli
„Hekate”. Czy jednak nowa opowieść
Kempczyńskiego utrzymuje równie dobry poziom co ta debiutancka? O tym przekonacie się już za chwilę.
Pomimo, że
„Hekate” opowiada o dalszych losach Huberta Jugenmanna, ma ona niewiele wspólnego z feministycznym reżimem, przedstawionym w
„Requiem dla Europy”. Wydawca zaleca więc, aby traktować najnowszą powieść
Kempczyńskiego jako książkę odrębną. Cóż, można podejść do niej w ten sposób, zalecałbym jednak wcześniejsze zaznajomienie się z
„Requiem”. Powodów jest kilka, lecz najważniejszym są liczne powiązania między historiami. W
„Hekate” nie znajdziemy praktycznie żadnych informacji o bohaterach, bowiem ich historie i losy przedstawione były w
„Requiem”. Poznanie kilku tajemnic, które w
„Hekate” zostają rozwiązane powinno być kolejną zachętą do przeczytania debiutanckiej książki
Kempczyńskiego.
Historia przedstawiona w
„Hekate” rozpoczyna się w momencie, w którym Hubert Jugenmann, wraz z grupą podobnych sobie straceńców wyrusza w kosmos. Mężczyźni ci przeszli wyjątkowo krótkie szkolenie, a teraz mają w imię Wielkiej Matki eksplorować galaktyki. Nim jednak przyjdzie czas na odkrywanie planet, na grupkę śmiałków czeka postój na Księżycu. To tutaj poznają pierwsze ukrywane przed wszystkimi tajemnice. Zwiedzą opuszczoną bazę oraz spotkają pierwsze przeciwności losu. Z pewnością pokonają wszelkie przeszkody aby odkryć największy dorobek ludzkości – ogromny statek kosmiczny, tytułową Hekate.
Pierwsza część książki opisuje dokładnie wydarzenia mające miejsce przed lotem w nieznane (akcja dzieje się na Księżycu, więc można przyjąć, że są to rejony bardziej nam „znane”;)). I przyznam szczerze, że jest to ta gorsza część. Bohaterowie wędrują po bazie, przechodzą rutynowe szkolenia, ścigają się motocyklami po Księżycu i pędzą bimber. Wszystko to jednak dzieje się powoli i dosyć długo. Nie znajdziemy tu wartkiej akcji, która porwałaby czytelnika. Owszem, jedna czy dwie sytuacje mogą przyspieszyć trochę bicie serca, ale nic ponadto. Ot, w miarę spokojne dzieje grupki astronautów. Warto zaznaczyć, że wydarzenia mające miejsce na Księżycu nie są aż tak mało prawdopodobne, jak moglibyśmy sądzić;).
Na szczęście jest to tylko pierwsza (i zarazem krótsza) część
„Hekate”. Akcja zapisana na kolejnych stronach stopniowo nabiera tempa i nie zwalnia praktycznie już do samego końca. Wraz z rozpędzaniem się statku rośnie napięcie, a gdy w końcu pęka bariera prędkości światła pojawiają się prawdziwe problemy. Autor daje upust swojej fantazji, a jego wizja kontaktu z obcymi daleka jest od ideału. Nie muszę chyba wspominać, że wydarzenia przedstawione w dalszej części książki to już kompletne science fiction. Nie przeszkadza to jednak autorowi w raczeniu czytelnika humorystycznymi wstawkami.
W
„Hekate”, tak samo jak w
„Requiem dla Europy, znajdziemy mnóstwo scen zarówno śmiesznych jak i brutalnych. Ksiązka nie stroni od wulgaryzmów, przez co możemy jeszcze bardziej wczuć się klimat powieści. Na własnej skórze odczuwamy napięcie, jakie towarzyszy astronautom podczas długiego lotu w przestrzeni kosmicznej. Obserwujemy wybuchy gniewu oraz oznaki tęsknoty i rozpaczy. Czasem nawet bohaterowie popisują się brawurą i głupotą, co wpędza ich w niezłe tarapaty. Wszystko to stwarzać ma poczucie, że są to ciągle „tylko” ludzie. Popełniają błędy i mają swoje zmartwienia. Dzięki tym zabiegom powieść czyta się bardzo przyjemnie. Im więcej kartek przeczytamy, tym trudniej jest się oderwać od następnych.
Reasumując,
„Hekate” powinni „zaliczyć” wszyscy ci, którzy przeczytali
„Requiem dla Europy”. Nowi czytelnicy mogą mieć znacznie gorsze odczucia, śledząc losy zupełnie nieznanych ich ludzi. Początek powieści trochę się dłuży, ale później akcja nabiera tempa. Zakończenie zaś dalekie jest od zwykłych happy endów - to plus. Najnowsza powieść
Pawła Kempczyńskiego na pewno trzyma poziom jego debiutanckiej książki. I chociaż drastycznie zmienia się klimat i miejsce akcji, czytając
„Hekate” powinniście być zadowoleni.
|
Autor: Tigikamil
|
|
|