Dla naszego narratora wszystko zaczęło się czterdzieści lat temu, kiedy lokator, wynajmujący pokój u jego rodziców, ukradł im samochód i popełnił w nim samobójstwo, budząc tym czynem pradawne moce, które lepiej byłoby zostawić w spokoju. Pojawiają się mroczne stwory spoza naszego świata i nasz narrator potrzebuje wszystkich sił i sprytu, by nie stracić życia w obliczu pierwotnej grozy, zarówno tej przyczajonej w rodzinnym domu, jak i sił, które gromadzą się, by ją zniszczyć.
Pomocy może szukać wyłącznie u trzech kobiet z farmy na końcu drogi. Najmłodsza z nich twierdzi, że jej staw to ocean. Najstarsza pamięta Wielki Wybuch.
Dla wielu ludzi „bajka” i „baśń” stanowią synonimy, zresztą o dość zinfantylizowanym rozumieniu, bardzo odległym od klasyki Ezopa czy braci Grimm (w jej oryginalnej, niewysterylizowanej postaci). Współcześnie jednak niektórzy autorzy próbują na nowo sięgać do tych gatunków w ich pierwotnej postaci, osadzając je jednak we współczesnym anturażu.
Akcja
„Oceanu na końcu drogi” rozgrywa się w Sussexie, czyli prowincjonalnej Anglii, choć bynajmniej nie oderwanej od współczesności, z jej tosterami, samochodami i kredytami hipotecznymi, mimo wszystko jednak nasuwającej skojarzenia z mniej czy bardziej sielską wsią. Zarazem stanowi ona pewną sentymentalną podróż w czasie do okresu wczesnego dzieciństwa, gdy nawet małe problemy mogły się jawić jako wielkie – i wcale nie musiały być wydumane.
Fantastyczność zakrada się do świata dorośle małoletniego narratora dość podstępnie, bo w osobie opiekunki od dzieci, która okazuje się mieć znacznie większe ambicje, a co więcej na pierwszy rzut oka wcale nie jawią się one jako złe. Jej osoba jednak jasno dowodzi, iż same intencje nigdy nie mogą stanowić kryterium oceny dla czynów, a przynajmniej nie na zasadzie wyłączności.
Przedmiotowej opowieści brakuje jednak pewnej rozbudowy, skali, zbyt łatwo ją streścić w kilku zdaniach, właściwie kończy się ona nim na dobre się rozpocznie. Z kolei jak na „dzieło formy krótkiej” zdaje się ono za mało skondensowane, zbyt melancholijne.
„Gwiezdny pył” pozostawił czytelnika z dziwnym uczuciem dyskomfortu – z jednej strony spokojna narracja i fantastyczność prezentowanego świata skłaniały odbiorcę do przekonania o bajkowym charakterze całości, z drugiej jednak niektóre elementy, dość drastyczne w swej wymowie – o ile się nad tym zastanowić – sprawiały, iż całości bliżej było do baśni. Podobną w duchu, choć skromniejszą w formie i o mniejszym rozmachu pozycją jest
„Ocean na końcu drogi”.
|
Autor: Klemens
|
|
|