Młody Tristran Thorn zrobi wszystko, byle tylko zdobyć lodowate serce pięknej Victorii – przyniesie jej nawet gwiazdę, której upadek z nieba oglądali razem pewnej nocy. By jednak to uczynić, musi wyprawić się na niezbadane ziemie po drugiej stronie starożytnego i dobrze pilnowanego muru, od którego bierze nazwę ich maleńka wioska. Za owym murem leży Kraina Czarów, gdzie nic nie jest takie, jakim je sobie wyobraził – nawet upadła gwiazda.
Kilka lat temu przy okazji recenzji
„Lodowego smoka” otrzymałem od jednej z czytelniczek list pełen oburzenia nad tym, jak pozycja, w której pojawia się śmierć czy zdrada może być w jakikolwiek sposób rekomendowana w kategoriach literatury dziecięcej, miast pogrzebana pod tonami potępienia, sugerując mi recenzencką indolencję i zaprzaństwo pod wpływem nowomodnych trendów. W odpowiedzi spytałem, czy zna różnicę między bajką a baśnią. Tymczasem rozumienie to ma fundamentalne znaczenie przy okazji lektury
„Gwiezdnego pyłu”.
Rzeczona książka rozgrywa się w iście fantastycznej (by nie rzec, bajkowej scenerii) – o ile na pierwszych kilku stronach czytelnikowi jawi się świat wiktoriańskiej Anglii, o tyle szybko sobie on uświadamia, że jest to Brytania bliższa raczej tej wynikającej z książek
Lewisa Carolla, pozostającej w bezpośrednim sąsiedztwie magii i dziwów.
W tym zaś miejscu warto zauważyć, że nie jest to scenografia właściwa dla niewinnych opowieści o Reksiu, gdyż jest to świat, w którym występuje również zło i okrucieństwo, które potrafi od czasu do czasu zatriumfować, jego sukcesy zaś mogą być tu i ówdzie nieodwracalne. Autor przygotowuje czytelnika na uświadomienie sobie faktu, iż nie zawsze i nie każdego jego nawet roztropne decyzje muszą się zakończyć nagrodą, sprawiedliwość nie zawsze triumfuje.
Z drugiej strony niektóre wątki rozwijane są w dość mocno przewidywalny sposób, proza
Gaimana nie cechuje się może aż takim zamiłowaniem do uśmiercania własnych bohaterów jak w przypadku twórczości
George’a R.R. Martina, ale jednak nieco jej brakuje w zakresie zdolności zaskoczenia odbiorcy. Co mimo wszystko nie czyni jej jednak mniej atrakcyjną.
Tak naprawdę trudno jednak wskazać w sposób jednoznaczny adresata tej publikacji – może i
„Czerwony Kapturek” był wariacją na temat kobiecego dojrzewania, niemniej jednak mam wątpliwości, czy pojęcia „sutków” czy pewnego wulgaryzmu (nota bene fabularnie uzasadnionego i świetnie wpasowanego w kontekst sytuacyjny, wywołującego istny wybuch śmiechu) winny pojawiać się w literaturze dziecięcej, nastolatkowie zaś i starsi mogą odczuć niedosyt większej liczby „dorosłych” wątków.
„Gwiezdny pył” to książka wywołująca ambiwalentne uczucia, wymykająca się prostym klasyfikacjom, a w konsekwencji zależnie od gustów zdolna wywołać nawet skrajnie odmienne reakcje. Jednego jednak nie sposób jej zarzucić – banalności.
|
Autor: Klemens
|
|
|