Stosunkowo nieufnie podchodziłem wobec zapewnień polskiego wydawcy, iż recenzowana pozycja zalicza się do absolutnej klasyki fantastyki, i to zestawiona z twórczością Tolkiena czy Ursuli K. Le Guin. Nie roszczę sobie przymiotu wybitnego znawcy literatury fantasy i pokrewnej, nie wykluczam możliwości bycia zaskoczonym przez pozycje wybitne, a wcześniej mi nieznane. Niemniej jednak trudno było mi uwierzyć, że tego rodzaju dzieła właściwie nie okupują półek polskich bibliotek (choć pierwsze krajowe wydanie miało miejsce w latach 80.), i to w sytuacji, gdy autor zmarł ponad czterdzieści lat temu. Nieufność wzbudziła we mnie dodatkowo dość trywialna okoliczność, że polski wpis w Wikipedii poświęcony Mervynowi Peake’owi sprowadzał się do kilku ledwie zdań. Cóż jednak, satysfakcja płynąca z odkrywania nowych lądów wyobraźni mogła być tylko tym większa…
Już na samym wstępie należy wyraźnie zaznaczyć, że tytułowy bohater recenzowanej książki bynajmniej nie jest jej postacią główną, i jakkolwiek nie można jego roli określić mianem epizodycznym, to drugo- bądź wręcz trzecioplanową już jak najbardziej. Przyczyna tego stanu jest zupełnie trywialna – akcja książki rozpoczyna się w kilka minut czy godzin po jego narodzinach, kończy zaś około jego drugich urodzin. Z natury więc rzeczy nie uświadczymy żadnych bohaterskich czynów z jego strony, czy choćby porywających konwersacji z jego udziałem…
Tak naprawdę głównymi bohaterami – nie sposób jednak wskazać jednego konkretnego, narracja typowa jest raczej dla
„Malazańskiej Księgi Poległych” czy
„Pieśni Lodu i Ognia” niźli
„Hobbita” czy powieści rozgrywających się w świecie Ziemiomorza – są osoby otaczające młodocianego następcę tytułu hrabiego Groan, a mianowicie rodzice (choć też raczej niekoniecznie), siostra (już bardziej) oraz służba (przy czym wyróżnić tu należy osobę mamki, Kedy, która na zamku Gormenghast gości tylko przez chwilę, a której losy śledzimy również po opuszczeniu tego miejsca).
Co istotne, trudno uznać którąkolwiek z tych postaci za jednoznacznie pozytywną, ale też i nie jest łatwo którąkolwiek z nich opatrzyć mianem „szwarccharaktera” – nawet dość demoniczny i wyrachowany Steerpike staje się autentycznym wybawieniem dla osoby nastoletniej Fuksji, dotychczas zupełnie nieszczęśliwej, choć niekoniecznie sobie ten stan uświadamiającej. Z kolei zmienność narracji tylko utrudnia jednoznaczne opowiedzenie się po którejkolwiek ze stron, bo w istocie trudno takowe jednoznacznie wyróżnić.
Akcja książki jest osadzona w fikcyjnym świecie o feudalnym charakterze, pozbawionym wszakże jakichkolwiek czytelnych granic. Jego oś stanowi zamek Gormenghast, tak naprawdę jednak czytelnik niczego albo tylko krztynę się dowie o społeczności, która zamieszkuje w danym uniwersum. Właściwie śmiało można rzecz, że zamierzeniem autora nie było stworzenie jakiegokolwiek wiarygodnego miejsca i ludu, całość zaś właściwie ma znaczenie symboliczne, które miało autorowi umożliwić snucie jego refleksji nad życiem.
I tu przechodząc do istoty muszę wyraźnie zaznaczyć – to nie jest powieść fantastyczna w znaczeniu, jakie zwykło się temu terminowi przypisywać na przełomie tysiącleci. Przeciwnie, fabuła książki bez uszczerbku dla jej esencji równie dobrze mogłaby się rozgrywać w realiach francuskich czy szkockich wieków średnich, przy czym miłośnicy wszelakiej batalistyki srodze by się rozczarowali. Jeśli więc czytelnik niejednokrotnie narzekał podczas lektury
„Władcy pierścieni” na tzw. dłużyzny, to lojalnie ostrzegam –
„Tytus Groan” to jednak wielka takowa.
Niestety, ale przedmiotowa książka niemal w ogóle mnie nie ujęła. Intrygi snute na jej kartach zdają się dziecinnymi w porównaniu do tych właściwych dla twórczości
George’a R.R. Martina, pojedynki na miecze czy noże trywialnymi, jeśli zestawimy je z opisami pióra chociażby
Stevena Eriksona, refleksji egzystencjalnej daleko zaś do głębi właściwej dla
Ursuli K. Le Guin czy
Isaaca Asimova. Głównym atutem danej pozycji są niewątpliwie robiące wrażenie opisy zamku Gormenghast, jak też plastyczne odwzorowanie postaci. To chyba jednak za mało, by poza przypadkiem miłośników gotyckich klimatów wzbudzić u współczesnego czytelnika podczas lektury wypieki na twarzy.
|
Autor: Klemens
|
|
|