Kuni Garu, znany teraz jako cesarz Ragin, stara się zapewnić cesarstwu rozwój, a jednocześnie zadośćuczynić żądaniom ludu. Nie wie, że za mityczną Ścianą Burz kryje się potężna siła, zdolna rozpętać w Darze pandemonium.
Kiedy do wybrzeży jednej z wysp docierają tajemniczy Lyucu ze swymi skrzydlatymi bestiami, w imperium wybucha chaos karmiony przerażeniem. Tym razem Kuni nie może poprowadzić swoich ludzi przeciwko zagrożeniu – musi radzić sobie z fałszywymi oskarżeniami i zdradą wśród najbliższych. Jedyną nadzieją dla Dary są dorosłe już dzieci cesarza, gotowe zaznaczyć swoją obecność w annałach historii. Czeka je trudne zadanie. Nadchodzą bowiem czasy przerastające wyobrażenie tak mieszkańców Wysp, jak i ich bogów.
„Królowie Dary” byli niewątpliwie ożywczym powiewem dla skostniałego, wręcz stetryczałego gatunku, choć niewolną od przywar. Autor potrafił egzotyką dla zachodniego czytelnika przykryć pewne niedostatki własnego warsztatu, oczarowując nade wszystko niezwykłością i niebanalnością. Zarazem dzięki jednak pewnemu zakorzenieniu – chociażby w losie dynastii Qin – pozostawił on nasiona dla kontynuacji bez potrzeby jej „wymuszania”. Czy
„Ściana Burz” jest w stanie podołać tym oczekiwaniom?
W odróżnieniu od poprzedniczki tym razem czytelnik jest oswojony z licznymi bohaterami, albowiem ich imiona i historie niejednokrotnie są mu już znane ze stron pierwszego tomu cyklu. Nie są to jednak osoby niezmienne, ich charakterystyki ewoluują wraz z upływem czasu, w sposób dość naturalny, zgodny z doświadczeniem.
Nie oznacza to bynajmniej, że odbiorca rzeczonej pozycji nie zetknie się z zupełnie nowymi osobowościami, które bynajmniej nie będą miały charakteru drugo- czy trzeciorzędnych. Nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, iż są one tworzone wedle pewnej sztampy, niejako z obowiązku, celowo stanowiąc uosobienie takich a nie innych cech.
Ken Liu niestety w
„Ścianie Burz” stał się ofiarą własnego pomysłu – co chwilę raczy on czytelnika motywami męczącymi, a to w zakresie ewidentnie dręczącego pisarza dziedzictwa chińskich filozofów z Konfucjuszem na czele, a to w zakresie takiego a nie innego biegu dziejów. Niestety wystarczy nieco głębsza znajomość historii Chin, by się domyślić biegu akcji.
Ale nawet i bez rzeczonej znajomości nie sposób nie wytknąć autorowi ewidentnych literackich potknięć, nade wszystko skłonności ku dłużyznom i przewidywalności, łączących się w wysoce niestrawny węzeł. Czytelnik właściwie już po dwóch stronach rozdziału domyśla się charakteru intrygi, po czym jest raczony kilkudziesięcioma stronami… w pełni potwierdzającymi jego przypuszczenia. Zabieg ten rodzi jedynie uczucia znużenia i irytacji.
„Ściana Burz” niestety okazała się dość wybrakowanym produktem, bardziej frustrującym czytelnika niźli go oczarowującym. Nie oznacza to bynajmniej, że jest to książka pozbawiona fascynujących fragmentów, lecz niestety cierpi ona na typowe przypadłości drugich odsłon – rozbuchanie, miałkość i zbyt oczywiste pretensje ku kontynuacji.
|
Autor: Klemens
|
|
|