Rock’n’roll i komunizm, czyli pół wieku w literackiej retrospekcji.
Od rewolucyjnej Hawany, przez gorące południe Stanów Zjednoczonych, waszyngtońskie salony władzy i Londyn lat 60., aż po bezkresną Syberię. W świecie, w którym z niespotykaną dotąd determinacją w dążeniu do władzy ścierają się mocarstwa, bohaterowie powieści – każdy na swój sposób – próbują znaleźć dla siebie miejsce. Realizują marzenia, knują spiski, cierpią, tęsknią, zdradzają i kochają, podczas gdy świat wkracza w erę zimnej wojny, ofiarami zamachów padają Martin Luther King i J.F. Kennedy, rock and roll przeżywa swój złoty wiek i próbuje nie ugiąć się pod naporem Beatlesów, dzieci kwiaty protestują przeciwko wojnie w Wietnamie, w Związku Radzieckim następuje odwilż, a na ulicach Pragi i Warszawy ludzie domagają się wolności – i wreszcie ją uzyskują.
„Obyś żył w ciekawych czasach!” – zwykli złorzeczyć starożytni (i nie tylko) Chińczycy pod adresem osób, wobec których odczuwali niechęć. Mimo to jednak wciąż odczuwamy ekscytację wobec informacji o różnorakich pandemiach, wojskach na ulicach czy innych katastrofach żywiołowych bądź politycznych, jednocześnie żywiąc rozczarowanie wobec miałkich sporów i wydarzeń właściwych dla lokalnej codzienności. Bohaterowie cyklu
Kena Folletta bynajmniej na tego rodzaju nudę narzekać nie mogą.
Zgodnie z manierą przyjętą przy okazji
„Zimy świata” w
„Krawędzi wieczności” autor dokonuje kolejnego przeskoku pokoleniowego, prezentując losy dzieci bohaterów poprzedniej części, ich rodziców czy dziadków niejako spychając na trzeci plan. Jakkolwiek tego rodzaju rozwiązanie jest w pełni zrozumiałe, ale niechęć wobec wprowadzenia do opowieści zupełnie obcych postaci sprawia, że całość po chwili refleksji znacząco traci na prawdopodobieństwie, zwłaszcza iż główni bohaterowie wykazują zadziwiający „talent” do trafiania w miejsca, gdzie historia radykalnie przyspiesza.
Niestety irytującym felerem ostatniej części powieści jest jej przesadna seksualizacja, autor nie traci właściwie żadnej okazji, by swoje postacie zaangażować w taki czy inny romans, a następnie szczegółowo oddać detale ich stosunków. Do słów kluczowych przedmiotowej pozycji bez specjalnej przesady można zaliczyć „sutki” czy „penisa”, poddawanych najróżniejszym deklinacjom.
Świat przedstawiony przez brytyjskiego pisarza jawi się zresztą jako dość uproszczony – postacie szlachetne z natury zwykły cechować się (niczym u starożytnych greckich piewców arystokracji) bogactwem talentów i powalającą urodą, osoby zaś mające być antypatycznymi jednocześnie cechują się kwestionowalną aparycją tudzież taką czy inną słabością. Zdecydowanie brakuje tutaj najróżniejszych odcieni szarości.
„Krawędź wieczności” jakkolwiek wciąż stanowi angażującą lekturę, to wielokrotnie wywołuje ona rozczarowanie swą zanadto daleko posuniętą prostotą, a nawet miałkością. Pióru jej autora nie można odmówić lekkości, lecz całość niejednokrotnie sprawia wrażenie szytej zanadto grubymi nićmi.
|
Autor: Klemens
|
|
|