Jeden uchylał się od płacenia podatków, drugi wyprowadził pieniądze z klubu bingo, trzeci prowadził samochód po wpływem alkoholu. Razem wylądowali w więzieniu. I razem mogą zarobić wielką kasę.
Trumble, więzienie federalne na Florydzie. Osadzeni w nim Finn Yaber z Kalifornii, Joe Roy Spicer z Missisipi i Hatlee Beech z Teksasu znają się na prawie jak mało kto. Wszyscy trzej na wolności byli sędziami. Nazywają siebie Bractwem i wykorzystują swoją wiedzę podczas zainscenizowanych procesów, w których rozstrzygają drobne spory między więźniami, i pomagają im w apelacjach. Oczywiście nie robią tego za darmo, ale pieniądze, które za to dostają, są niewielkie. Szukają więc sposobu, jak naprawdę się wzbogacić.
Tymczasem za murami więzienia trwają przygotowania do bezprecedensowej kampanii wyborczej. Tym razem to nie partie wybierają kandydata, lecz CIA. Decydują się na kongresmena Aarona Lake’a i obiecują mu prezydenturę w zamian za to, że kiedy zasiądzie już w Białym Domu, dwukrotnie zwiększy budżet na zbrojenia. Żeby zapewnić mu zwycięstwo CIA posuwa się do korupcji, szantażów i innych nieczystych metod. Niestety, dyrektor Agencji nie wie o swoim protegowanym pewnej istotnej rzeczy.
Za to członkowie Bractwa odkrywają ją. I stają przed wyborem: albo snując się po korytarzach więzienia, wspominać swoje stare sprawy sądowe i zastanawiać się, co zrobili nie tak, że tu wylądowali, albo zarobić ogromne pieniądze.
Prawnicy zwykli się „cieszyć” opinią nie lada cyników, na którą sobie solidnie zapracowali, lecz i samo społeczeństwo nie jest tu bez winy, oczekując od nich daleko posuniętej „użyteczności”, bynajmniej nie opinii o legalności podejmowanych działań lub zamierzeń, lecz pozytywnego rozstrzygnięcia w tym zakresie. Bohaterzy książek
Johna Grishama zwykli doskonale wpisywać się w ową renomę, lecz wciąż dać się lubić. Chyba jednak nigdy nie było to tak trudne, jak w przypadku
„Bractwa”.
Tytułowi „bracia” są bowiem przestępcami, których wina nie budzi wątpliwości, w tym również ze strony samych zainteresowanych. I choć ich przewiny nie polegają może na zlecaniu zabójstw, handlu żywym towarem czy środkami odurzającymi, to czyn każdego z nich zwykł wzbudzać odrazę. Co więcej, trafiając za kratki nie szukają odkupienia, lecz zaczynają się parać kolejnym nielegalnym – i nieprzyzwoitym – procederem. Czujecie sympatię?
Zarazem jest to opowieść o amerykańskim procesie wyborczym, nieco uproszczona, nieco wręcz strywializowana, ale też i nieco profetyczna, zważywszy na fakt, że książka ta była pisana jeszcze przed atakami na World Trade Center, jak też orzeczeniem Sądu Najwyższego znanym pod frazą „money is speech”. Zarazem dowodzi ona, jak niewiele się zmieniło (na plus) przez kilka dekad…
Sama konstrukcja fabuły nie plasuje omawianej pozycji w górnych rejestrach twórczości amerykańskiego pisarza. Docenić jednak należy dość realistyczne podejście wobec psychologii poszczególnych postaci, ich konstrukcji przekładających się na konkretne zachowania, sprawiających wrażenie wyjętych z prawdziwych raportów. Jakkolwiek nie bez odrobiny „boskiej machiny”.
„Bractwo” to książka, której lektura może delikatnie rozbawić, ale też pozostawić czytelnika z uczuciem zgorzknienia i pewnego rozczarowania. Będzie to jednak zawód związany nie tylko z jakością literatury, lecz nawet bardziej frustracji wobec kształtu rzeczywistości.
|
Autor: Klemens
|
|
|