Strach jest jak wilk na łańcuchu. Staje się groźny dopiero gdy go uwolnisz. Smutek ulatuje w otchłani zapomnienia. Gniew można zabić uśmiechem. Tylko nadzieja wiecznie trwa…
Miliony czytelników zafascynowały losy australijskiego uciekiniera, który pracował dla bombajskiej mafii fałszerzy dokumentów. Minęły dwa lata od dramatycznych wydarzeń opisanych w „Shantaram”. Lin stracił dwie najważniejsze osoby w swoim życiu – przewodnika duchowego Kadirbaja i miłość życia, Karlę, która została poślubiona przez hinduskiego potentata medialnego. Po kolejnej szmuglerskiej akcji wraca do Bombaju, który zmienił się nie do poznania – za bardzo i za szybko. Wielu jego przyjaciół wyjechało, nowi przywódcy mafijnej siatki prześcigają się w coraz brutalniejszych interesach, a osławiony święty człowiek kwestionuje wszystko, czego Lin się nauczył o życiu i miłości. Teraz musi znaleźć swoje miejsce w mieście zła, które żyje według zupełnie nowych zasad. Nie może opuścić Miasta Wysp – Karla i fatalna obietnica, którą kiedyś złożył, nie pozwolą mu na to.
„Shantaram” był po trosze naiwną, ale wysoce wdzięczną lekturą, dość filuternie rozgrywając wiekowy topos „białego człowieka w tropikach”. Nic dziwnego więc, że książka sprzedała się znakomicie, a w konsekwencji również i powstała kontynuacja. Czy dorównuje pierwowzorowi?
„Cień góry” nieustannie jest przesycony humorem, który czytelnik miał okazję poznać już wcześniej, w żadnym razie jednak nie o prostackim charakterze, o slapstickowej komedii można bowiem zapomnieć – esencją jest komizm dialogów oraz sytuacyjny. Niestety, niejednokrotnie gagi sprawiają wrażenie nieco wymuszonych, z uszczerbkiem dla wiarygodności opowieści.
Właśnie wspomniane psychologiczne nieprawdopodobieństwo jest największą słabością recenzowanej pozycji, sprawiając raczej wrażenie zbioru anegdot opowiedzianych przez znaczne grono osób, a zebranych przez jednego słuchacza i „wetkanych” w osnowę życia li tylko jednej postaci.
Trudno też wskazać oś, wokół której koncentrowałaby się fabuła – główny bohater jest właściwie co chwilę rzucany w inną koleinę, główny adwersarz szybko okazuje się postacią drugorzędną, takowa zaś wysuwa się na pierwszy plan tylko po to, by po momencie znowu okazać się li tylko bagatelną. Może to i wcale nie pozbawione podstaw założenie, sposób jednak jego implementacji wywołuje pewne zagubienie czytelnika.
Dobrym przykładem może być zresztą wytłumaczenie tytułu książki. Tak jak wcześniej autor lubował się w filozoficznych rozważaniach Kadirbaja, tym razem powierzy czytelnika intelektualnej opiece niejakiego Idrissa, nie ma to jednak ani większego znaczenia fabularnego, ani nie pozwala doświadczyć takiej głębi, jak pragnąłby to widzieć pisarz. Można wręcz odnieść wrażenie, iż opierał się na swoich własnych notatkach z tego rodzaju dysputy, toczonej jednak w stanie nie wolnym od używek kojarzonych z kulturą Indii.
„Cień góry” bynajmniej nie jest beczką dziegciu, przeciwnie, ilość czytelniczych słodkości w nim przeważa, przyjmując gabaryty o wielkości solidnego sagana. Niestety, mimo to kontaminacja jest wyczuwalna, trącąc nieco świeżością drugiego rodzaju.
|
Autor: Klemens
|
|
|