Horus zbiera siły i szuka stronników, którzy pomogliby mu wznieść rebelię przeciw Imperatorowi. Tymczasem Fulgrim, Prymarcha Dzieci Imperatora, nie wiedząc nic o zamiarach swojego brata, prowadzi Wielką Krucjatę i przyłącza kolejne światy do Imperium. Trafia jednak na planetę zamieszkaną przez rasę Laerów – wydarzenia, do których tu dojdzie, zmienią na zawsze jego oraz legion Dzieci Imperatora…
W ten sposób zaczyna się piąty tom
„Herezji Horusa” –
„Fulgrim”. Ukazuje on powolny upadek tytułowego Prymarchy oraz wszystkich ludzi znajdujących się w jego flocie – od upamiętniaczy i zwykłych pracowników, po kapitanów kosmicznych marines. Po podbiciu planety Laerów Fulgrim znajduje w tajemniczej świątyni na tej planecie miecz, a ci, którzy znaleźli się tym miejscu, zaczynają inaczej się zachowywać. Mimo wielu znaków, ukazujących, do czego te wydarzenia mogą doprowadzić, a nawet bezpośrednich ostrzeżeń, los floty pod wodzą Fulgrima wydaje się przesądzony…
Graham McNeill jak zawsze stanął na wysokości zadania.
„Fulgrim” to – w moim odczuciu – najlepsza do tej pory przetłumaczona na język polski część cyklu. Autor świetnie nadaje klimat całości, przez co świetnie można się wczuć w atmosferę podniosłości i szlachetności, powoli ulegającą rozkładowi, a apogeum tej przemiany to dla mnie najlepszy fragment w książce. Doskonale widać zmiany w charakterach kapitanów Dzieci Imperatora – każdy z nich prezentuje inny temperament i ambicje, co ma szczególny wpływ na ich przeistoczenie. Zresztą upamiętniacze także różnie reagują na nagły upadek obyczajów – większości, będącej artystami nie stroniącymi od przyjemności, to się podoba, jednak i wśród nich znalazło się paru ludzi, dostrzegających nadchodzące zagrożenie i w różny sposób na nie reagujących.
„Fulgrim” to ponura powieść, ukazująca, że nawet największe starania i najczystsze intencje nie pomogą w obliczu nadchodzącego upadku, jeżeli większość go akceptuje. Depresja z powodu zdania sobie sprawy ze swoich czynów powoli przeistacza się w akceptację, a potem radość czerpaną z niewyobrażalnej rozpusty i masakry, które wydają się nie mieć granic i z każdą chwilą stającymi się już tak odrażającymi, że ciężko je ogarnąć zdrowemu umysłowi. Tego typu uczucia mi towarzyszyły, kiedy próbowałem sobie wyobrazić co bardziej „soczyste” fragmenty książki – po prostu nie dałem rady… Najwyraźniej mój umysł nie jest jeszcze wystarczająco spaczony. Nie można jednak powiedzieć, by ta nieuzasadniona i odrażająca przemoc była opisana tylko po to, by zaszokować czytelnika – oddaje ona to, czym może stać się Chaos, gdy zetknie się z naszym wymiarem, idealnie ukazuje to, z czym tysiące lat później będzie się zmagać ludzkość i w pełni uzasadniania całkowity brak tolerancji dla spaczenia i tępienie go wszelkimi dostępnymi środkami – obojętnie, jak bardzo byłyby one brutalne. Nie myślałem, że kiedyś napiszę to o tego typu książce, ale ona mnie zaszokowała. Nie jakoś skrajnie, że zbierałoby mi się na wymioty podczas czytania albo musiałbym w tym czasie siedzieć na klozecie, żeby nie zabrudzić przypadkiem majtek, ale po prostu jeszcze się nie spotkałem z tak trafnym oddaniem wpływu Chaosu na człowieka. Dlatego każdemu, kto ma pierwszy raz styczność z uniwersum
W40k, polecam przeczytanie tej książki, zanim się naczyta różnorakich artykułów w Internecie.
Krótko o fabule z krytycznego punktu widzenia. Jest ona logiczna i – jeżeli chodzi o akcję – nieskomplikowana, wszystko jest ukazane w chronologicznej kolejności, a mniej więcej po 2/3 książki łączy się ona gładko i logicznie z głównym wątkiem
„Herezji Horusa”. Plusem powieści jest to, że większość wydarzeń tworzy osobny wątek fabularny, więc po książkę można sięgnąć nawet nie znając wszystkich poprzednich części (wystarczyłaby znajomość pierwszego tomu serii) i nic nie stracimy. No poza tym, że w dalszej części powieści poznamy akcję
„Herezji” z wyprzedzeniem, co może nam „zaspoilować” poprzednie części, jeżeli planowalibyśmy po nie sięgnąć (ale od razu piszę, że to nie byłaby aż tak bolesna strata, bo tu nie ma raczej wielkich niewiadomych, które nagle w
„Fulgrimie” by się wyjaśniały).
Książka, tak jak pozostałe części cyklu, jest dobrze wydana. Ma śliczną okładkę i stylową oprawę, za tłumaczenie znowu odpowiada
Michał Kubiak i to mu wyszło jak zawsze dobrze, a mój zmysł Łowcy Literówek wyłapał tylko jeden mały błąd.
Myślę, że już teraz mogę zaliczyć
„Fulgrima” do jednej z najlepszych książek, jakie czytałem w tym roku. Jej klimat mnie zachwycił i nie mogę doczekać się kolejnej części
„Herezji Horusa”. Polecam każdemu przeczytanie całego cyklu choćby po to, by dobrnąć do jego piątej części.
Cleanse, purge, kill!
|
Autor: Dziadó
|
|
|