Lata 60. XIX wieku, Nowa Zelandia. Na wyspie wybucha gorączka złota. Szkot Walter Moody to jeden z tych śmiałków, którzy przybywają do miasta Hokitika skuszeni wizją bogactwa. Tuż po zejściu na ląd jest świadkiem dziwnego zgromadzenia. Dwunastu mężczyzn spotyka się w tajemnicy w palarni jednego z hoteli, by przedyskutować sprawę serii niewyjaśnionych zdarzeń. Kilka dni wcześniej bez śladu zaginął pewien młody bogacz, który zamieniał w złoto wszystko, czego się tknął. Na drodze prowadzącej do Hokitika znaleziono nieprzytomną prostytutkę, która próbowała odebrać sobie życie. A w chacie poszukiwacza złota, który zapił się na śmierć, niespodziewanie znaleziono wielką fortunę...
Wkrótce okaże się, że losy wszystkich mężczyzn, biorących udział w sekretnej naradzie, są ze sobą w dziwny sposób powiązane. Każdy z nich ma swoją opowieść, swoje grzechy i sekrety. Każdy z nich przybył do Nowej Zelandii z innego zakątka globu, aby zdobyć fortunę. Złoto jednak ma to do siebie, że zawsze jest go za mało.
Nowa Zelandia jest krajem zupełnie obcym dla polskiego czytelnika, z reguły kompletnie nieznającym jej historii i specyfiki, bagatelizowanym przez sztampowe skojarzenia z brytyjską kolonizacją i stanowiąc niejako młodszego brata australijskiego giganta (też zresztą kojarzonego głównie z kangurami i wielkim interiorem). Czy zasadnie?
Akcja książki rozgrywa się (co do zasady) w 1865 roku, czyli okresie, gdy w tzw. Kraju Nadwiślańskim dogorywało powstanie styczniowe, zaś w Stanach Zjednoczonych dobiegała końca wojna domowa zwana secesyjną. Nowa Zelandia nie jest jednak tak zupełnie dziewicza, lecz krajem już częściowo skolonizowanym, pobudowanym i prawnie ukształtowanym (z anglosaskiej perspektywy), stanowiąc jednak wciąż krainę po trosze pionierskiego pogranicza.
Trudno wskazać głównego bohatera powieści, choć początkowo mogłoby się zdawać, iż takowym jest niejaki Walter Moody, czyli angielski dżentelmen, który w ramach młodzieńczego buntu postanawia zostać poszukiwaczem złota. Szybko jednak narrator przeskakuje do kolejnych i kolejnych postaci – o zupełnie różnej proweniencji społecznej, jak i narodowościowej – na pierwszy plan wysuwając niejako całą społeczność.
Książka jest utrzymana w konwencji kryminału, co prawda z wyraźnie wskazanym podejrzanym, lecz czytelnik sobie szybko uświadamia, że niemal każda postać skrywa mniejszy czy większy sekret, a właściwie tego rodzaju podłość czy małostkowość, przypominając nieco konstrukcję
„I nie było już nikogo” pióra
Agathy Christie.
Najmniej satysfakcjonujące jest jednak zakończenie, tyleż z uwagi na to, że autorka jest jednak dość życzliwa dla swoich postaci, co i pewne przegadanie całości, w istocie zbędne, gdyż uważny czytelnik i tak się domyśla kształtu całości. Czy warto zaś frapować się czytelnikami niestarannymi?
„Wszystko, co lśni” spotkało się z dużym ogólnoświatowym uznaniem i nastąpiło to nie bez podstaw. Książka pomimo swoich rozmiarów – a może i dzięki nim – stanowi niezwykle strawną lekturę, dobiegającą końca wcale szybko. Uświadamia, iż ludzie z przeciwnego krańca świata i innej epoki niczym nie różnili się od nas samych, ponownie konfrontując czytelnika z pytaniem o niezmienność natury ludzkiej.
|
Autor: Klemens
|
|
|