Lata 50. XX wieku. Thulecamp w Reykjaviku – tutaj dzieci zbyt szybko dorastają, rzeczy się zdobywa, a pracę traktuje dorywczo. Na czele wielopokoleniowej rodziny Thomassonów stoi silna i zdeterminowana wróżka Karolina. Jej córka Gogo wychodzi za mąż za żołnierza z USA, co zapoczątkuje w życiu całej rodziny islandzką wersję „amerykańskiego snu”.
Islandia to dość dziwny kraj, gdy się nad tym zastanowić chwilę dłużej. Może on sprawiać wrażenie typowo nordyckiego, a więc również i europejskiego, co nie powinno wywoływać szczególnej ekscytacji, całość jednak wywraca uświadomienie sobie dość banalnego faktu, że jego cała populacja – i to współczesna – jest mniejsza niż właściwa dla miasta Lublin, podczas gdy terytorium (głównej) wyspy jest wielokrotnie większe. Siłą rzeczy czyni to tamtejszą społeczność intrygującą, cóż dopiero, gdy zaczniemy sobie zadawać pytania o jej przeszłość.
„Wyspa diabła” początkowo zdaje się obiecywać wielopokoleniową sagę, co później okazuje się nie do końca prawdą. Trudno jednak mieć pretensje do autora, albowiem owo „zdaje się” było bardziej przewiną niżej podpisanego, niźli osoby uwidocznionej na okładce książki. Początkowo trudno bowiem wskazać głównego bohatera powieści… i tak właściwie pozostaje do jej końca.
Nie oznacza to bynajmniej, iż czytelnik będzie raczony mnóstwem personaliów w sposób wywołujący u niego konfuzję w sposób właściwy chociażby dla prozy
George’a R.R. Martina, trzeba jednak zachować czujność, by nie zagubić się w świecie imion w przeważającej mierze zupełnie obcych dla zachodniosłowiańskiej tradycji.
Podczas lektury nietrudno jednak o wrażenie, że islandzki pisarz chciał zespolić w jedno mnóstwo zasłyszanych anegdot czy wykorzystać opowieści utrwalone wcześniej podczas wywiadów z nestorami narodu. Najzabawniejsze, iż wcale nie można wykluczyć ich zasadniczej autentyczności, choć psychologiczne prawdopodobieństwo można już postawić pod znakiem zapytania.
„Wyspa diabła” to książka dość egzotyczna, mimo że traktuje nieraz o sprawach wręcz banalnych, takich jak młodzieżowa drużyna piłkarska czy skłonność do uprzedzeń na tle społecznym. Jej akcja równie dobrze mogłaby się rozgrywać np. w Słupsku – a zarazem w żadnym razie nie.
|
Autor: Klemens
|
|
|