Zapewne każdy (czy każda) z nas na pewnym etapie życia zadumał się nieco głębiej nad swoim pochodzeniem, losami swoich przodków, ich zmartwieniami i ambicjami życiowymi, które z dzisiejszej perspektywy mogą się zdawać przebrzmiałymi czy wręcz groteskowo zabawnymi. I choć nieraz pełno w nich różnorakich nawet nie szarości, co okresów zupełnego mroku, to z perspektywy nawet nie czasu, co kolejnych pokoleń nieco łatwiej o przychylne spojrzenie. Czy „Zając o bursztynowych oczach” zalicza się do tej kategorii literatury?
Autor dość sprytnie konstruuje osnowę swej opowieści wobec japońskiej figurki netsuke, a to tytułowego zająca. Początkowo czytelnik może zresztą ulec wrażeniu, iż to ten przedmiot będzie stanowił głównego „bohatera” historii, brytyjski twórca zagłębia się bowiem w opowieść danej dziedziny sztuki, jej korzeniach, jak też źródła europejskiej „kariery” jej przedstawicieli.
W istocie jest to jednak pozór, gdyż rzeczona pozycja to saga rodzinna wedle wszystkich klasycznych kanonów. Przedstawia ona dzieje rodu Ephrussich – czy też Efrussich – których protoplasta wywodził się gdzieś z berdyczowskiego sztetłu, a który następie poprzez Odessę rozdzielił się na dwa potężne konary osiadłe w Paryżu i Wiedniu.
Potężne w wielu rozumieniach tego słowa, nade wszystko jednak finansowo, co w epoce burżującej się i komercjalizującej Europy pociągało za sobą również niemało wpływy kulturalne, czytelnika nie powinien więc dziwić fakt, iż na łamach rzeczonej pozycji niejednokrotnie natknie się na nazwiska znane z kart podręczników literatury czy sztuki, bynajmniej nie tylko w kategoriach konkretnych dzieł.
Nie jest potrzebna głęboka znajomość historii, by uświadomić sobie, że osiadając we wspomnianych miastach na przełomie XIX i XX wieku wspomniany ród naraził się na wiele dziejowych burz, czasami lokujących jego przedstawicieli po przeciwnych stronach barykady (bo jednak nie okopów), a przy innej okazji łączących w zapisach ustaw norymberskich.
„Zając o bursztynowych oczach. Historia wielkiej rodziny zamknięta w małym przedmiocie” to książka o potencjale arcydzieła… którym jednak nie jest. Niestety recenzowana książka jest po prostu nużąca, niezdolna konkurować z innymi tytanami gatunku. Nie sposób nie uwolnić się od wrażenia, że stała się ona zakładnikiem pokrewieństwa autora z opisywanymi osobami, stając się przez to niezdolną do głębszego obiektywizmu i zadośćuczynienia oczekiwaniom czytelnika.
|
Autor: Klemens
|
|
|