Ten wymiar jest jednym z pięciu wchodzących w skład uniwersum nazywanego „Imajicą”, zespołu światów zupełnie niepodobnych do naszego, lecz zaludnionych, rządzonych i nawiedzanych przez istoty, których losy są z naszymi nierozłącznie splecione. Przemierzając Imajicę, Gentle, Judith i Pie'o'Pah odkrywają szlak zbrodni i osobistych zdrad, prowadzący do objawienia, który na zawsze zmieni rzeczywistość.
Clive Barker kojarzył mi się dotychczas z dwiema grami komputerowymi, które zresztą były z innej niż preferowanej przeze mnie bajki. Mimo to jednak zdecydowałem się sięgnąć po książkę jego autorstwa, w nadziei, że w razie rozczarowania nie jest to początek żadnego cyklu, który mimo wszystko żal by było porzucić, pamiętając jednocześnie, jak często dobremu pisarzowi twórcy z kręgu innych muz potrafią uczynić krzywdę.
„Imajica” rozpoczyna się dość standardowo – poznajemy małżeństwo skoncentrowane wokół północnych – anglosaskich – wybrzeży Oceanu Atlantyckiego, przechodzące trudne chwile. Już moment później grono osób się powiększa, przy czym każda z kolejnych pozostaje w związku z pozostałymi. Wszystko niby jest zrozumiałe – aż nagle stykamy się z „niesamowitością” rodem z innego świata.
Akcja właściwie jednak ani na chwilę nie nabiera jakiegoś szaleńczego rozpędu. Niby potrafi się ona toczyć w żywszym tempie, niejednokrotnie raczeni jesteśmy jednak pewną ślamazarnością fabuły, a w sytuacjach, gdy wręcz przydałyby się „dzwoniące dzwony”, narrator jest po angielsku powściągliwy.
Nie oznacza to bynajmniej, iżby opisy same w sobie były skąpe, co to, to nie. Uraczeni zostaniemy opisami rozpruwania brzucha żywej istoty czy też stosunków o charakterze homoseksualnym (jakkolwiek zakamuflowanym –autor dokonał swego „coming outu” jednak parę lat później). Nie są to opisy na tyle drastyczne, by wywoływały niestrawność, niemniej niejednokroć można sobie zadać pytanie, czemu dane sceny właściwie służą.
„Imajicę” bynajmniej nie czytało mi się źle, nie mogłem się jednak pozbyć wrażenia, że mam do czynienia z twórczością
wczesnego Stephensona – świadczącą o sporym talencie pisarza, ale jeszcze nie potrafiącego znaleźć złotego środka pomiędzy tym, co interesujące dla twórcy, a tym, co frapuje czytelnika.
|
Autor: Klemens
|
|
|