Wyszukiwarka
Google

RPG.sztab.com
Logowanie
   Pamiętaj mnie

Rejestracja

Przypomnienie hasła
Hostujemy strony o grach
Gry Strategiczne


Polecane strony
Gry logiczne


.

Clare Clark - Wielki smród

Clare Clark - Wielki smród

Informacje o książce

dots Tytuł: wielki smród (The Great Stink)
dots Autor: Clare Clark
dots Wydawca: Zysk i S-ka
dots Rok wydania: 2010
dots Ilość stron: 368
dots Cena: 34,90 PLN


Praca w kanałach to śmierdząca sprawa. A szczególnie w XIX-wiecznych londyńskich ściekach. To na ten okres przypadał wielki remont przewodów kanalizacyjnych w stolicy Anglii. W tym celu zostały zatrudnione setki robotników, projektantów, geodetów i innych ludzi, przydatnych przy tak wielkim przedsięwzięciu, Była to największa do tej pory tego typu przebudowa w historii. Wśród zatrudnionych znalazł się jednak pewien człowiek, który w cuchnących oparach i ciemności znajdował ukojenie. William May, bo tak się on nazywa, właśnie po części z powodu swojej miłości, a wręcz obsesji na punkcie tych obślizgłych i cuchnących labiryntów pod powierzchnią Londynu, został wplątany w morderstwo, stając się głównym podejrzanym w sprawie. Jednak zanim do tego doszło, zdarzyło się wiele innych, nie mniej wstrząsających rzeczy...

„Wielki smród” to pierwsza powieść Clare Clark. William May po powrocie z wojny krymskiej nie może odzyskać równowagi psychicznej. Dzięki wstawiennictwu człowieka, dla którego pracował na froncie, uzyskuje zatrudnienie przy przebudowie kanałów. Niestety, jego stan psychiczny wciąż się pogarsza. Znajduje on jednak ujście dla swojego szaleństwa w ciemności kanałów, a także w cięciu się. Ta odrażająca kombinacja staje się jego uzależnieniem – coraz częściej pod pretekstem pracy schodzi pod ziemię, by tam móc w spokoju się kaleczyć. Jednak dzięki swojej żonie, która odkrywa fobię męża, William powoli zaczyna wracać do zdrowia. Mają na to wpływ także narodziny syna, który sprowadza bohatera na ziemię i zmusza do powrotu do normalności. Niestety, okazuje się także, ze niektórzy współpracownicy Williama znają jego tajemnicę i próbują wykorzystać przeciwko niemu, w konsekwencji staje się on głównym podejrzanym w sprawie o morderstwo. Nie jest to jednak jedyny wątek powieści; inny opowiada o losach Długiego Toma, bezdomnego, żyjącego z tego, co znajdzie w kanałach, a także z łapania szczurów na zamówienie. Zwierzęta te są potrzebne do walk psów, które przyciągają wielu chętnych, pragnących zobaczyć trochę agresji i rozlewu krwi. Tom przez czysty przypadek spotyka na swojej drodze starego kundla, którego przygarnia. Dama – bo tak ją nazwał – okazuje się nagle doskonałym spem do walk z gryzoniami. Tom postanawia ją sprzedać. Znajduje kupca w osobie tajemniczego Kapitana, oferującemu mu oszałamiającą sumę 100 gwinei (starczyłaby ona, by zapewnić Tomowi godne spędzenie reszty żywota). Zanim jednak dochodzi do transakcji, Tom zostaje także wplątany w morderstwo, z czego on sam jednak nie zdaje sobie sprawy. Nie zmienia to jednak faktu, że odegra w tej historii bardzo istotną rolę...

Ciężko mi zakwalifikować tę książkę do konkretnego gatunku. Moim zdaniem jest to połączenie kryminału i powieści historycznej, zawierające także realistyczny opis choroby psychicznej z perspektywy pierwszej osoby. Clare Clark podczas pisania powieści opierała się w znacznym stopniu na dokumentach, dokładnie opisujących ówczesny Londyn: jego społeczeństwo, architekturę, kulturę i zwyczaje oraz oczywiście londyńskie kanały – te są przedstawione bardzo dokładnie i ze szczegółami, w związku z czym łatwo jest sobie wyobrazić ich przytłaczający i duszący wręcz klimat. Naturalnym jednak jest, że autorka tak wiele miejsca poświęciła dla nich, gdyż są one głównym polem akcji, a także w największym stopniu nadają klimat książce.

A klimat jest w powieści niesamowity. Mieszanka smrodu, mroku i oślizgłości londyńskich podziemi, krwi spływającej z przedramion Williama, gdy ten znowu się tnie, opisów ataków ciemności na jego jaźń – bo tak można określić napady choroby psychicznej – jest niesamowicie sugestywna i tworzy wyjątkową atmosferę, która można nazwać odrażającą i obrzydliwą. Jeżeli dołożymy do tego retrospekcyjne opisy wydarzeń z Krymu – pierwszego mordu, dokonanego przez Maya, gdy pełnił służbę, czy relacji z jego rekonwalescencji w brudnym, pełnym śmierci i chorób miejscu, pełniącym rolę szpitala polowego, tudzież wspomnienia z walk psów, pełnych nieuzasadnionej agresji i tryskającej naokoło juchy – to dostaniemy powieść o klimacie niesamowicie mrocznym i ponurym. Jednak – by nie popadać w skrajność – część książki zajmuje także okres, gdy Wiliam jest niemal całkowicie zdrowy, jego życie rodzinne i zawodowe się dobrze układa, a on sam jest pełen chęci do pracy i patrzy pozytywnie w przyszłość. Stanowi to odskocznię od negatywnych emocji, towarzyszących reszcie lektury i moim zdaniem ogólnie dobrze ją balansuje. Mimo wszystko to nie jest książka, po której przeczytaniu sam czytelnik ma ochotę się zamknąć w szafie i pociąć.

Clare Clark   Wielki smrod 193820,1


Warto także zwrócić na niesamowitą drobiazgowość opisów. Przy czym nie mam na myśli tego, co oferowało nam choćby „Quo Vadis?”, czyli parostronnicowych, nudnych opisów biblioteki czy innego miejsca, lecz zgrabnych, zwięzłych, a przy tym bardzo plastycznych charakterystyk, dzięki którym bardzo łatwo wyobrazić sobie poszczególne sytuacje. Jak wcześniej wspomniałem, szczegółowość najbardziej widać przy relacjach z kanałów, jednak także portrety pubów, biur czy zwykłych angielskich domów są drobiazgowe i wyczerpujące. Przypadło mi to wyjątkowo do gustu, gdyż bardzo lubię takie industrialne klimaty, w których co prawda wśród dymów, smrodu, wszechobecnego brudu i trujących wyziewów nie ma miejsca na romantyczne schadzki w różanym ogrodzie etc., lecz to wszystko ma w sobie jakąś mroczną tajemniczość, kontrastującą z rewolucją przemysłową, stawiającą przecież na naukę i technikę, które są dalekie od zagadkowości... Jeśli dodany do tego chorobę psychiczną Maya, o której ciężko nawet dziś mówić w kategoriach ścisłych, dostaniemy mieszankę wybuchową: szaleństwo wśród ścieków, spalin i gwałtownego postępu.

Nie wiem, czy to jak tak trafiam, czy to jakaś przypadłość autorów tworzących w ostatnim czasie, w każdym razie po raz kolejny muszę stwierdzić, że słabym punktem książki jest jej początek. Jest on dziwnie skonstruowany, bo po wstrząsającej scenie samookaleczenia się Williama zaczyna się robić zbyt spokojnie... I w sumie taki statyczny klimat utrzymuje się aż do samego zabójstwa. To znaczy owszem – dzieją się w międzyczasie rzeczy, będące bez wątpienia ciekawe, intrygujące i interesujące, a kolejne retrospekcje do wojny krymskiej nieraz elektryzują czytelnika – jednak ogólnie rzecz biorąc prawdziwa akcja zaczyna się dopiero po morderstwie. Mimo to chcę wyjaśnić, że pod pojęciem „słaby” rozumiem „gorszy od reszty”, jednak mimo to moim zdaniem początek książki jest dobry, jednak nie wystarczająco, by dorównać jej reszcie. Ta, niewielka w sumie, wada jest jedynym mankamentem, jakiego dopatrzyłem się w powieści.

Jednak drugą wadą książki jest jej tłumaczenie. Odpowiedzialnej za nie Mirze Czarneckiej wystawiłbym w skali szkolnej słabą tróję. Nie do końca poradziła sobie z przeważającymi opisami, nierzadko składającymi się ze zdań wielokrotnie złożonych. Czasem miałem wrażenie, czytając utwór, że tłumaczka zaczynała się powoli gubić wśród ścieków, zmurszałych cegieł i fluorescencyjnych grzybów w kanałach, co w konsekwencji powodowało, że ja sam do końca nie wiedziałem, gdzie znajduje się dokładnie bohater (bo niestety powieść wymaga tego rodzaju szczególików, jak dokładne umiejscowienie jego lokacji etc., by mieć rozeznanie w akcji), a czasem nawet co robi! Wiedziałem, że szedł, ale gdzie? Po co? A miałem odczucie, że autorka to już powiedziała, tyle że translatorka tego nie przetłumaczyła do końca. Jeżeli do tego dorzucić liczne błędy interpunkcyjne (przede wszystkim brak przecinków w wielu miejscach, co kompletnie psuło konstrukcje zdań) i zdecydowanie rzadsze literówki, w konsekwencji pozostaje odczucie niesmaku. Na szczęście – będąc szczerym – nie jest ono takie duże; większość zawiłości fabularnych wyjaśnia się wraz z akcją, części możemy się domyśleć po rozwoju wydarzeń, a same błędy interpunkcyjne raczej rzucą się w oczy tylko purystom językowym i nie utrudniają za bardzo odbioru książki, podobnie jak literówki.

„Wielki smród” to dobra książka. Wciągająca, z zawiłą fabułą, licznymi wątkami, oddająca ówczesny klimat industrialnego smrodu, spalin, bezduszności, materializmu i człowieczeństwa, które jednak wciąż można gdzieś odnaleźć. Mimo pewnych niedociągnięć, o których wspomniałem wyżej, polecam tę książkę każdemu, mającemu ochotę na cięższy kryminał i analizę psychiki człowieka popadającego w szaleństwo. Jednak mimo wszystko do mistrzostwa jej troszkę brakuje... w konsekwencji wystawiam jej ocenę 7,5/10.


Wojciech "Dziadó" Kuczyński
E-mail autora: dziado(at)gmail.com
Autor: Dziadó


Przedyskutuj artykuł na forum

Ustaw Sztab jako strone startowa O serwisie Napisz do nas Praca Reklama Polityka prywatnosci
Copyright (c) 2001-2013 Sztab VVeteranow