Ambasadoria to miasto sprzeczności położone na krańcach zbadanego wszechświata. Avice Benner Cho jest nawigatorką na statku podróżującym w „wiecznym nurcie”, morzu czasoprzestrzeni rozciągającym się pod dnem codziennej rzeczywistości. Po wielu latach powraca na swoją rodzinną planetę. Ludzie nie są tu jedyną inteligentną rasą, a Avice nawiązuje niewytłumaczalną więź z Gospodarzami – tajemniczymi istotami niezdolnymi do kłamstwa. Jedynie niewielka grupka genetycznie zmodyfikowanych Ambasadorów włada ich językiem, umożliwiając kontakt pomiędzy dwoma społecznościami. Jednak gdy na planetę przebywa nowy Ambasador, krucha równowaga zawisa na włosku. By zapobiec tragedii i nieuchronnej wojnie ras, Avice musi osobiście porozumieć się z Ariekenami, dobrze wiedząc, że to niemożliwe…
China Miéville jest pisarzem, o którego stylu i fascynacjach wiele mówią już jego personalia, szczególnie zważywszy na jego brytyjską proweniencję. Pewnego rodzaju dziwaczność i groteskowość stanowią o jego specyfice. Nie inaczej jest także w przypadku
„Ambasadorii”, tj. książki bazującej na pewnym dość absurdalnym założeniu, wobec którego autor podchodzi z charakterystycznym przecież dla marksisty, którym jest, rewolucyjnym zapałem.
O dziwo, już po kilkunastu stronach czytelnik w pełni zaczyna się orientować w sytuacji, który to efekt pisarz osiąga bez uciekania się w encyklopedyczność tudzież podręcznikowość. Wszystko od początku jest naturalne dla głównej bohaterki, a przez to momentalnie staje się takowym dla odbiorcy, i choć nie bez znaczenia jest tu osoba naukowca-lingwisty, trudno oburzać się na jego obecność, skoro jest on mężem (niewyłącznym) narratorki.
Oczywiście nie mogło się jednak obyć bez coraz bardziej typowej dla
Miéville’a maniery domorosłego filozofa, nieco odciągającej go od głównego nurtu fabuły, nigdy wszakże nie sprowadzającej go na manowce nudy czy też pretensjonalności. Biorąc pod uwagę stopień zaangażowania politycznego – i jego radykalizm – Brytyjczyka w życiu prywatnym, promieniowanie jego poglądów na treść jego książek jest co najmniej powściągliwa. Naturalnie, nie oznacza to, że takowe w ogóle nie ma miejsca, przeciwnicy autora mogliby jednak zarzucić mu raczej (złowrogie) wyrafinowanie.
Talentem pisarza jest umiejętność zrobienia z krótkiej i prostej w zasadzie historyjki wypowiedzi liczonej na kilkaset stron, które jednak ze względu na lekkość pióra pochłania się dosłownie za jednym (choć ciągłym) podejściem. Aż szkoda, że Brytyjczyk nie zdecydował się na wprowadzenie wątków pobocznych, które służyłyby „cegłowatości” jego pozycji, wiele osób wszakże uzna to raczej za zaletę niźli wadę.
Twórczość
China’y Miéville’a nie zawsze jest lekkostrawna, a niektóre jego koncepty mogą wzbudzić wręcz zniesmaczenie.
„Ambasadoria” nie jest jednak takową – trzymając się gastronomicznych porównań – bombą kaloryczną, przeciwnie, jest to raczej przystawka – choć hojna – mająca stanowić raczej zachętę ku sięgnięciu po kolejne wypieki jej autora. I jest to danie jak najbardziej smaczne.
|
Autor: Klemens
|
|
|