Wigilia Bożego Narodzenia jest czymś więcej, niż tylko dniem świątecznym, choć nie ustawowo wolnym od pracy, zwłaszcza współcześnie, gdy te grudniowe święta powoli zdają się tracić swój religijny charakter i przeobrażają się z „Christmas” w „Holliday” czy też, cytując reklamę jednej z sieci handlowych, w „te wyjątkowe dni”. Niemniej jednak podobny jest los innych świąt chrześcijańskich, lecz nieodmiennie to właśnie Wigilia wyróżnia się spośród pozostałych, obrastając choćby w nowe świeckie tradycje w rodzaju obowiązkowej emisji „Kevina samego w domu”. Jednym z takich symboli tego dnia jest słynna opowieść pióra Charlesa Dickensa, poświęcona lichwiarzowi Scrooge’owi.
„Opowieści wigilijne”, jak wskazuje sam tytuł danej pozycji, to jednak więcej niż jedna opowieść, a ta o Ebenezerze przechodzącym wielką zmianę wewnętrzną jest „tylko” pierwszą z nich. Z drugiej strony jednak, język polski zna tylko dwa rodzaje liczb – pojedynczą i mnogą, rozciągając tą drugą od dwoistości po nieskończoność, a bardzo na rzeczy byłaby tu właściwa dla choćby języka arabskiego liczba podwójna – bo z taką ilością opowieści mamy tu do czynienia.
Współcześnie dzieła
Dickensa niejednokrotnie zdają się trącić myszką, przyczyną tego prostego faktu jest jednak to, iż angielski pisarz był niejako prekursorem, którego śladami podążali inni, wręcz by nie zostać posądzonymi o bezwolne naśladownictwo rozbudowujący swoje powieści.
Dickens jest niczym Tolkien dla literatury fantastycznej – może zdawać się jednowymiarowy i sztampowy, ale właśnie dlatego, że to on w ogóle otworzył ten nowy świat.
„Opowieści wigilijne” są ciekawą kroniką czasów, w których powstawały, zawierając chociażby aluzje, które obecnie są nie tylko niezrozumiałe, ale mogą wywoływać rozbawienie z jednej strony swym współczesnym zaprzeczeniem, ale też i głębszą aktualnością – jak choćby bon mot o bezwartościowości obligacji Stanów Zjednoczonych. Muszę przyznać, iż szeroki uśmiech na mej twarzy wywołał także przypis dotyczący inicjatywy ustawodawczej sprzed niemal dwóch wieków, nakierowanej na zakaz handlu w niedzielę. Gdyby nawet na okładce nie było nazwiska autora, jego styl jest natychmiast rozpoznawalny dla czytelnika, który kiedykolwiek zetknął się z
„Klubem Pickwicka” czy inną jego wielką powieścią.
Co niepozbawione znaczenia, przedmiotowa książka została wydana w nieco zarchaizowanej formie, będąc opatrzoną litografiami z epoki, sama zresztą czcionka – jakkolwiek nieobca innym pozycjom danego wydawnictwa – nasuwa skojarzenia (miłe!) z pozycjami sprzed lat.
„Opowieści wigilijne” Charlesa (czy też
Karola)
Dickensa to dzieło o nieprzemijającej wartości, nawet po wiekach pozwalające dokonać czytelnikowi nowych odkryć. Z kolei ze względu na staranność edycji stanowi ono pozycję godną rozważenia w kategoriach bożonarodzeniowego prezentu.
|
Autor: Klemens
|
|
|