Na Rosharze trwa wojna. Przebudzeni parshendi – pieśniarze – pod wodzą służących Odium Stopionych wydają się niepowstrzymani. Wieczna Burza nieubłaganie powraca, za każdym razem sprowadzając śmierć i zniszczenie na ludzkie osady. Dalinar Kholin, udręczony powracającymi wspomnieniami przeszłości i nieżyjącej żony, nie szczędzi wysiłków, by zbudować koalicję ludzkich królestw, odkrywając przy tym swoje moce Kowala Więzi. Jednakże Odium ma wiele sług i wygląda na to, że jest przygotowany na każdą możliwość, a Świetlistym Rycerzom zagraża również tajemnica, która wcześniej doprowadziła do Odstępstwa ich starożytnych poprzedników.
Elhokar, Adolin, Shallan i Kaladin docierają do Kholinaru i odkrywają, że choć miasto jeszcze nie upadło, ich misja może się okazać o wiele trudniejsza, niż się spodziewali. Ludzie szepczą o mrocznej sile, która opanowała pałac i królową Aesudan, po ulicach zaś wędrują wyznawcy dziwacznego Kultu Chwil. A jedynym, co chroni miasto przed upadkiem, jest Straż Muru i jej tajemniczy dowódca, marszałek Lazur.
Tymczasem ostatnia z Parshendich, Venli, zaczyna pojmować, jakie skutki przyniosła jej decyzja, by odnaleźć starożytnych bogów pieśniarzy, i jaki los czeka pieśniarzy pod władzą Odium.
Nieco dziwny, choć marketingowo zrozumiały tryb wydawniczy trzeciej części kolejnego cyklu pióra amerykańskiego pisarza kazał polskim czytelnikom czekać około pół roku na poznanie dalszych
losów bohaterów dzierżących Ostrza Odprysków i uganiających się wśród sprenów. Nie jest to bagatelna kwestia, gdyż stosunkowo łatwo w takiej sytuacji było zapomnieć dotychczasowe wątki fabularne, te wszak są zaś dość liczne. Mimo to swoboda autora w posługiwaniu się słowem dość szybko usuwa tą przeszkodę.
Niestety, w przypadku drugiego tomu
„Dawcy Przysięgi” od początku mamy już do czynienia z herosami dysponującymi quasi-magicznymi mocami, istnymi wybrańcami losu, co mimo wszystko utrudnia identyfikację z nimi, biorąc rzecz jasna poprawkę na konwencję. Twórca nie zdecydował się na wprowadzenie nowych postaci, niemal w ogóle.
W konsekwencji książka jest na swój sposób przyjemną lekturą, gdy nawet w dramatycznych chwilach czytelnik ani przez moment nie wątpi, że wszystko zmierza ku lepszemu, i to pomimo swego rodzaju artyzmu w piętrzeniu ich losów, jak też autentycznie dość nieoczekiwanych zwrotów wydarzeń. Zarazem czyni to jednak dość męczącymi wszystkie części powieści, gdy postaci skupiają się na hamletyzownaiu, choroba ta zaś dopada niemal je wszystkie.
Miłośnicy skrzących się od złośliwości i inteligencji dialogów między Shallan a resztą świata niestety mogą jednak poczuć się rozczarowani. Tym razem słowa głównie pełnią funkcję nośników informacji, swoistych komunikatów. Nie to, żeby w ogóle w trakcie lektury nie zdarzyło się chociażby uśmiechnąć, ale jest to zjawisko rzadsze niż poprzednio.
Recenzowana pozycja dostarczy przyjemności miłośnikom prozy
Brandona Sandersona, którzy odnajdą w niej poziom, poniżej którego pisarz ten nie zwykł schodzić. Nie sposób jednak pozbyć się wrażenia, że całość zaczyna przypominać typowego „produkcyjniaka”, wolnego od prawdziwej pisarskiej pasji.
|
Autor: Klemens
|
|
|