Pomnik cesarzowej został ukończony. Budulec to tuziny ludzkich istnień, tryliony ognistych emocji i emanacja siły maluczkich. Epickie zakończenie porywającej historii o sile kobiet i światach równoległych. Wielki finał sagi porwie was do ostatniej kropli krwi zapisanej czarną czcionką na kartach powieści.
Andrzej Ziemiański dość długo – biorąc pod uwagę jego dotychczasowe tempo (
George R.R. Martin mógłby tylko pozazdrościć) – kazał czekać czytelnikom na piątą odsłonę swego cyklu poświęconego, tytularnie, pomnikowi cesarzowej Achai. Co więcej, znając lekkość pióra tego pisarza wcale nie musiało to oznaczać zwieńczenia opowieści. W końcu jednak czytelnikowi dane będzie uświadczyć jednego i drugiego.
„Tom V” wita czytelnika uczuciem, które obrazowo zmieścić można by było w słowach „ale o co chodziło?”. Niby wszystkie postacie są już znajome, niby szybko idzie przypomnieć sobie główne wątki, ogrom
treści pozostawionej za plecami daje jednak o sobie znać, zwłaszcza, że autor nie jest skłonny ku jakimkolwiek wprowadzeniom przypominającym. Nie jest to jednak waga, lecz raczej przyczynek ku stwierdzeniu, że warto wcześniej sięgnąć po jakoweś streszczenie albo też przeczytać całość za jednym podejściem.
Paradoksalnie jednak
Andrzej Ziemiański w dość zadziwiający sposób potrafi połączyć lekkość pióra ze ślamazarnym tempem rozwoju akcji. Jak na gabaryty bowiem przedmiotowej pozycji „dzieje się” naprawdę niewiele, i to choćby w porównaniu do wcześniejszym odsłon cyklu.
Polski pisarz pozwolił sobie także na dość proste (literackie) triki z rodzaju powtórek z rozrywki. Ot, tytułem przykładu wprowadza do opowieści nowe postacie – Foe i Naan – których losy stanowią swego rodzaju kalkę początkowych dziejów Shen czy Kai. Owszem, to chwyta, ale przy odrobinie refleksji czytelnik uświadamia sobie, że w istocie jest to swego rodzaju odgrzewany kotlet.
Tychże zresztą jest więcej, by wspomnieć chociażby o polskich Tatarach, czy o ponownym wyścigu. Nie sposób też pozbyć się wrażenia, iż niektóre wątki autor chciał pociągnąć w nieco inną stronę, niż ostatecznie to uczynił, niekoniecznie z korzyścią dla efektu.
Wszystkie powyższe zastrzeżenia nie zmieniają faktu, że całość czyta się sprawnie, a autor nawet w pewien sposób podołał ciężarowi domknięcia szeregu wątków, które – mogłoby się zdawać – zmierzały ku coraz bardziej niemożliwym implikacjom.
Tom V
„Pomnika cesarzowej Achai” to była zaiste ostatnia dobra okazja na zakończenie opowieści, choć nie wszystkie zabiegi i rozwiązania fabularne zasługują na wysoką ocenę. Przy pewnym kręceniu nosem i krzywieniu się czasu spędzonego na lekturze nie sposób uznać za stracony – o ile nie poszukiwało się czegoś kompletnie oryginalnego bądź absolutnie wybitnego.
|
Autor: Klemens
|
|
|