Granica między twórczością obfitą będącą skutkiem kwantowo lekkiego pióra a zwykłym rozmiłowanym w ilości grafomaństwie jest zapewne jednym ze słabiej uświadamianym przez literatów zagrożeniem, gdyż niepoddającym się prostym definicjom – obszerną może być książka tak stustronicowa, jak też licząca sobie tych stron i tysiąc, przy innej okazji zaś nawet półtora tysiąca kartek wciąż może pozostawiać uczucie niedosytu. Jak to jest w przypadku czwartego tomu „Pomnika cesarzowej Achai”?
Po pierwsze, to jeszcze nie jest koniec! Co z tego, że czytelnik ma za sobą około trzy tysiące stron, równie dobrze bowiem przed nim może się skrywać tajemnica, która dla wyjaśnienia będzie potrzebowała drugich tyle.
Czuje się to już dość szybko w trakcie lektury, albowiem akcja nie jest właściwie ani przez chwilę tak porywająca, jak to było
wcześniej – zapomnijcie o momentach przyspieszenia w rodzaju ataku w porcie Sait czy też rajdu na Banxi, przeciwnie, bohaterowie są raczej na etapie planowania kolejnych posunięć, ewentualnie realizują zamierzenia bardziej rozciągnięte w czasie.
Fabuła koncentruje się na kilku wątkach, traktując je jako niemal równoprawne – ponownie więc dane nam jest śledzić losy komandora porucznika Tomaszewskiego (tak, tak, kolejny awans), jak też czarownicy Kai, nie zapomnimy także o Shen i Randzie, czasami zaś poznamy losy także postaci kompletnie trzeciorzędnych, rzutujące jednak na losy pozostałych, by wspomnieć o polskich alpinistach eksplorujących Góry Bogów.
W przypadku twórczości
Andrzeja Ziemiańskiego nie można jednak zapominać ani na moment o typowym dla tegoż poczuciu humoru, jak też fakcie, że prezentowana opowieść nie jest snuta w stu procentach na poważnie – elementy humorystyczne nie są rzadkością, acz czasami trudno ocenić, kiedy są one zabiegiem zamierzonym, a zwłaszcza, czy czasami wzbudzane przez nich uczucie zażenowania było aby na pewno zaplanowane.
Jak zwykle dla tej serii wydawniczej rozdziały są opatrywane całostronicowymi ilustracjami, prezentującymi sobą talent autora. Szkoda tylko, że nie do końca są one zgrane z treścią – ot, obserwujemy wycieńczoną zwiadowczynię ubraną w strój jednoczęściowy, podczas gdy wyczytamy o dwóch, podobnie Tomaszewski oddaje się pasji snajperskiej „z ręki”, podczas gdy czytamy o wykorzystaniu worków jako podpórkom.
„Pomnik cesarzowej Achai. Tom IV” nie jest pozycją wybitną, nie jest też do końca tym, czego by oczekiwał czytelnik, w trakcie lektury jednak ten ostatni tak naprawdę nie pamięta o swoich pragnieniach, tak bardzo jest zaangażowany. Czy jednak tej pasji wystarczy na więcej niż jeden dodatkowy tom?
|
Autor: Klemens
|
|
|