Okryte mgłą i spowite deszczem wieżowce, wąskie, zatłoczone uliczki, pulsujące neony i wielkoformatowe reklamy dają tło rzeczywistości, w której kwitną przestępczość, nielegalny handel bronią, danymi, a nawet ludzkim ciałem. To świat, w którym jednostka nic nie znaczy, a za los ogółu odpowiadają wielkie korporacje i gangi. To Zakazane Miasto.
Shey Scott – były policjant, wydalony ze służby z powodu śmiertelnej choroby oraz partnerujący mu Lou Landon usiłują namierzyć Axel Staller – bliźniaczą siostrę kobiety, która w biały dzień, mimo najwyższych środków bezpieczeństwa i drobiazgowej kontroli, pod okiem kamer, z niewiadomych przyczyn zamordowała kilkanaście osób.
Andrzej Ziemiański w czasie swej literackiej konwencji zwykł sięgać po najróżniejsze konwencje oraz realia, na szerokie wody czytelniczej rozpoznawalności i „ekstraklasowego sznytu” wypłynął jednak dopiero wraz z Achają zamieszkującą co prawda autorsko oryginalny, jednak dość konserwatywnie stworzone fantastyczne uniwersum. Wyrobiwszy sobie określoną renomę postanowił on spróbować swych sił (po raz kolejny, można rzec) z diametralnie odmiennym gatunkiem. Z jakim rezultatem?
Książka rozpoczyna się z iście hitchcockowskim przytupem, z uwzględnieniem czasów – autor wyszedł z przekonania, iż pojedyncze morderstwo dla współczesnego czytelnika niekoniecznie jawi się jako „trzęsienie ziemi”, w związku z czym zdecydował się na „mały genocyd”. Kilka stron później jednak czytelnik doskonale odnajduje się w konwencji – trudna zagadka oznacza konieczność sięgnięcia po pomoc dożywotnio urlopowanego wyjadacza zmagającego się z własnym życiowym bagażem.
Całość pachnie nawiązaniami do Dickowskiego (czy też bardziej Scottowskiego) Ricka Deckarda polującego na replikanty, w imię więc pewnego usamodzielnienia została podlana sosem pod wezwaniem św. implantu, który jednak okazuje się nie tyle „obcym ciałem w ciele”, co nade wszystko sztuczną – oraz samodzielną – inteligencją. Jak smakuje ów literacki kogel-mogel?
Niestety dość miałko. Lektura może nie wywołuje literackiej zgagi, lecz nasuwa skojarzenia obcowania z typowym „fast foodem” – „cyberpunkowość” tytułu kończy się na kilku wyeksploatowanych do cna motywach i „utensyliach”, nie porywając pod względem fabuły, jedyny element oryginalny stanowi zaś pewna rubaszność, typowa dla wcześniej poznanych bohaterek
Ziemiańskiego, niestety przez swój brak pratchettowskich wysokich lotów nie jest ona w stanie uratować całości.
Nie ukrywam, iż proces wydawniczy tego tytułu – w tym parokrotnie przesuwane daty premiery – wzbudził moje głębokie podejrzenia, że książka ta bądź w porozumieniu z ludźmi z
CD Projekt RED miała stanowić element kampanii promocyjnej wielkiego cyberpunkowego ich dzieła, ewentualnie stanowiła samodzielny projekt obliczony na próbę skorzystania z fali wywołanej przez większego gracza – i niestety jej lektura potwierdziła te obawy. Mamy bowiem do czynienia z typowym produkcyjniakiem, mało ambitnym pod jakimkolwiek względem, może nie tandetnym, lecz skazanym na dość szybkie zapomnienie.
|
Autor: Klemens
|
|
|