Wyszukiwarka
Google

RPG.sztab.com
Logowanie
   Pamiętaj mnie

Rejestracja

Przypomnienie hasła
Hostujemy strony o grach
Gry Strategiczne


Polecane strony
Gry logiczne


.

Kapuściński, Kapuściński
Popołudnie. Wiosna w pełni, na zewnątrz ciepło, zieleń, słońce, piękne kobiety. Serce rwie się do wyjścia, rozsądek nakazuje pozostanie w zimnej, nieprzyjemnej sali. Trwają zajęcia. Geografia kontynentów. Najgorszy z przedmiotów. Studenci siedzą, starając się nie wyróżniać i z lękiem obserwują małego, łysawego człowieczka, który wściekły wparował do sali. Szykuje się czystka. Strach się poruszyć, oddychać. Typ od wielu lat siedzi na uczelni i mimo wielu skarg, zażaleń, nikt do tej pory nie zdołał wykopać go ze stołka. Jego Wysokość doktor Romanowski, albo Stalin, jak często nazywany jest przez studentów. Przy Stalinie trzeba uważać – jak się wychodzi z zajęć, nie wolno szurać obcasami, bo to niewybaczalny błąd. Studentki muszą ubierać się przyzwoicie. Przyzwoicie znaczy: bluzka bez dekoltu, spódnica za kolana, czarna, nieprześwitująca. Strój elegancki, choć podobny do przebrania zakonnicy. Brak makijażu – chwali się albo raczej nie wyzywa za to. Dredy, długie włosy u faceta – natychmiastowy nakaz ścięcia. Gorzej mają łysi, oni nie mają za dużego pola manewru. Peruka nie wchodzi w grę, Stalin wstydzi się swoich rzadkich włosów i peruka mogłaby być uznana za prześmiewanie się.
Jestem łysy. Siedzę na zajęciach i obserwuję szybkie, nerwowe ruchy kurdupla. Pewnie niedługo wezwie mnie do odpowiedzi. Powtórka z rozgrywki. Kolejna dwója. Kolejny krzyżyk na życiorysie. Mam szansę zostać kimś, facet widocznie wziął sobie za główny cel semestru wdeptać mnie w glebę. Geografowie z zamiłowaniem do pisania nie są mile widziani, a ja mam pasję dziennikarską. Za kilka lat będę jeździł po świecie, pisał reportaże, biegał z aparatem fotograficznym po dżungli i nawet taka gnida mi w tym nie przeszkodzi. Ciężko będzie, ale jakoś wybrnę, jak zawsze.
Stalin uważnie rozgląda się po sali. Uśmiecha się krzywo do studentki, która po pierwszych zajęciach przeszła metamorfozę i z seksbomby stała się dziewicą orleańską, przynajmniej z ubioru. Biedna, jeszcze nie wie, że doktorek już ją zanotował w swoim notesie i z zaliczeniem może się pożegnać.
W końcu wybór pada na mnie.
– Kapuściński do odpowiedzi. – słowa padają niczym wyrok.
Wstaję. Powolnymi ruchami zbliżam się do tablicy. Czuję się jak w technikum. Może jeszcze dzienniczek uwag powinienem zabrać? Facet ma nierówno pod sufitem, zatrzymał się w czasie, gdy drobne przewinienia były karane biciem drewnianą linijką.
Uśmiecham się najpiękniej jak potrafię. Na kurduplu nie robi to wrażenia. Przerabiał już to nieraz. Kurdupel nie wie jednej, bardzo istotnej rzeczy. Ja tak łatwo się nie poddaję. Będzie trzeba, to oklepię mu facjatę w ciemnym zaułku, jakich nie brakuje na mieście. Na razie jednak mam jeszcze szansę zaliczyć przedmiot. Chcę w to wierzyć.
– Co się tak ociągasz? – doktorek nie zna formy grzecznościowej „pan”. <
– Nie przypominam sobie, żebyśmy na wódę albo do burdelu razem chodzili, żeby się zwracać na per „ty” – wyrywa mi się pod nosem
W sali studenci wstrzymują oddechy. Obserwują sytuację z zapartym tchem. Młody się postawił. Nowy nabytek I grupy. Spadochroniarz. Brać studencka jeszcze nie zdążyła się ze mną zapoznać, a już poczynam sobie śmiało z największym postrachem.
– Co proszę? – pyta Stalin.
Doktorek nieprzyzwyczajony, że ktoś potrafi zwrócić mu uwagę, zapewne pomyślał, że się przesłyszał albo zaskoczenie było tak wielkie, że nie zdążył jeszcze ułożyć odpowiedniej wiązanki dla mnie.
– Kapuściński, co wiesz na temat polskich podróżników? – pada pytanie.
Chwila zastanowienia, kurdupel obserwuje mnie wnikliwie. Widzę błysk zadowolenia, myśli, że mnie zagiął, kretyn jeden. Mam twarz pokerzysty i to zadowolenie u doktora wkrótce gaśnie. Nie wie, czego się po mnie spodziewać. W dodatku moje spore, wytatuowane ramiona kontrastują z jego kikutami. Wyraźnie to mu się podoba, sztuki artystycznej na ciele chyba też nie potrafi docenić. Na razie woli nie wszczynać awantury, ja też nie chcę ryzykować, pragnę skończyć studia i ruszyć w świat. Zaczynam rzucać nazwiskami…
– Strzelecki, Cejrowski, Pałkiewicz…
Opowiadam kolejno o podróżach wymienionych panów. Dwaj ostatnio to współcześni eksploratorzy i każdy o nich słyszał. Nic rewelacyjnego. Nie na geografii.
Doktorek przerywa mi.
– Tylko tyle? A Kapuściński i jego słynne reportaże z Afryki, a „Heban”, a „Cesarz”>? To dzieła światowej literatury. I w dodatku nosisz takie samo nazwisko z hańbą dla tego wielkiego człowieka.
Stalin trafia w czuły punkt. Tę uwagę o hańbie pominąłem, ale gość wyraźnie chce, aby mówić pod jego dyktando. To, co ON chce. „Nie, nie, nie, Panie Kurdupel” – myślę, będąc coraz bardziej wściekły. Zaciskam zęby, aby ciąg wyzwisk nie ujrzał światła dziennego. Wyobrażam sobie, jak łapię tego małego człowieczka i rzucam nim o podłogę. Uspokajam się. Kurczowo trzymam się tej kuszącej myśli. Stalin zauważył zmianę na mojej twarzy i zamilkł. Jedno trzeba przyznać, facet nie jest głupi.
Pomijam uwagi i kontynuuję wypowiedź. Studenci słuchają z uwagą, czekają aż coś się wydarzy. Mówię o podróżach, innych kontynentach, egzotycznej faunie i florze, plemionach. Przebijam się przez dżunglę z Cejrowskim, przeprawiam przez pustynię z Pałkiewiczem. Wszyscy słuchają z uwagą, nawet Stalin. I ani słowa o Kapuścińskim. Opowiadam o dżungli Boliwijskiej, o Wyspie Wielkanocnej, Nowej Gwinei, plemionach południowoamerykańskich. Zapoznaję słuchaczy z religią Inków, Azteków. Oprowadzam ich w wyobraźni po świątyniach, katakumbach, reliktach przeszłości.
– Dość! – Stalin krzyczy na głos.
Jestem w swoim żywiole. Nawet kurdupel mi nie przeszkodzi. Opowiadam o Afganistanie, o Iraku, o walce… Stalin łapie się za głowę ze złości. Krzyczy.
– Zaliczam poprawkę z kolokwium. Tylko już ani słowa…
Patrzę w oczy Stalinowi. Uśmiecham się. Obaj wiemy, że się złamał. To ja wygrałem. Jest mi go trochę szkoda, bo się starał. Ja również przerabiałem nie takich kozaków jak on. Stalin zrezygnowany, próbuje jeszcze złagodzić złe wrażenie.
– Jesteś całkowitym ignorantem. Jak można nie fascynować się literaturą Kapuścińskiego?
Nie odpowiadam na pytanie. Mam zaliczone kolokwium i na tym etapie moją dyskusję ze Stalinem uważam za zakończoną. Uśmiecham się do studentów, w ich oczach widzę podziw i siadam w ławce. Stalin stoi i patrzy przez okno. Chyba go zamurowało. Zapewne myśli teraz, co zrobić, żeby nadrobić autorytet, pokazać, że ma jaja. Ze mną nie pogra, wie o tym. Mam za mocne karty, a on z parą dwójek może co najwyżej mi naskoczyć.
– Grochowska. Dokończysz wypowiedź…
Dziewczyna wstaje przestraszona. Widzę po jej błękitnych oczach, że nie nauczyła się. Kolokwia ustne bez zapowiedzi to rzadkość, ale Stalin zawsze znajdzie sposób, by poznęcać się nad kimś. Obserwuję Martę. Jest piękna. Ma wszystko, czego facet może wymagać. Zgrabna figura, zjawiskowe nogi, piękna, sympatyczna twarz. W dodatku dziewczyna ma poukładane w głowie, a to jak na jej płeć to niezwykłe zjawisko.
Marta produkuje się. Opowiada o Kapuścińskim, ale ogólnikami. Trochę mi jej szkoda, to jedna z nielicznych osób w grupie, z którymi rozmawiam, a jedyna, z którą chciałbym nawiązać bliższy kontakt…
Stalin wybucha śmiechem, to nie wróży nic dobrego. Odzyskał reputację, dzień bez zgnębienia studenta to dzień stracony. Pastwi się nad dziewczyną, która jest średnio przygotowana. Poznałem trochę Martę. Jest sumienna, uczy się więcej niż powinna – to chyba jedna z nielicznych wad, jakie posiada. Stalin nie wie o tym i nie chce wiedzieć. Może obawia się, że w swoim łajdackim żywocie miałby wyrzuty sumienia. Dziewczyna ma chorą matkę i przy niej spędza każdą chwilę. Czasu na Kapuścińskiego nie starczyło.
Stalin przestaje się śmiać. Krzyczy na studentkę, że jest nieukiem.
Gość zaczyna mnie wnerwiać. Konkretnie. Pewnie jako dziecko zbierał baty od każdego, na studiach nie mógł poderwać żadnej laski, wujek załatwił mu posadę na uczelni, a teraz odbija sobie na całego. Nie lubię tego typu ludzi.
– Może gdybyś rozkładała częściej książkę niż nogi, to byś się czegoś na tych studiach nauczyła! – Stalin wrzeszcz na cały głos.
Dziewczyna głośno wybucha płaczem. Studenci są wystraszeni i zdumieni zarazem. Cioty! Ja nie wytrzymuję. Wybiegam z ławki. Stalin cofa się aż pod ścianę. Dopadam chama, uderzam w brzuch, typ zwija się jak harmonijka. Bulgocze coś niewyraźnie… Łapię go za głowę i uderzam nią o blat stołu. Krew ochlapuje białą bluzkę Marty.
– Jeszcze ją raz obrazisz to cię popadnę i nawet twoja matka nie będzie wiedziała, gdzie masz głowę, a gdzie d…
Szmer na sali. Szok. Patrzę w oczy Marty. Nie widzę wdzięczności tylko strach. Uśmiecham się smutno. „Kochanie, inaczej nie mogłem, zależy mi na tobie” – mówię w duchu.
Stalin leży na podłodze zakrwawiony. Nie mam, czego szukać w tej budzie, wyjadę za granicę. Ale to później… Podchodzę do drzwi i przekręcam klucz. Wzruszam ramionami i wychodzę. Za mną padają dwa słowa niczym zarzuty…
– Kapuściński, Kapuściński…


Michał „Spiderlo” Mazik
E-mail autora: michalmazik(at)gmail.com
Autor: Spiderlo


Przedyskutuj artykuł na forum

Ustaw Sztab jako strone startowa O serwisie Napisz do nas Praca Reklama Polityka prywatnosci
Copyright (c) 2001-2013 Sztab VVeteranow