Wyszukiwarka
Google

RPG.sztab.com
Logowanie
   Pamiętaj mnie

Rejestracja

Przypomnienie hasła
Hostujemy strony o grach
Gry Strategiczne


Polecane strony
Gry logiczne


.

Hobbit: Bitwa Pięciu Armii - recenzja filmu

Hobbit: Bitwa Pięciu Armii - recenzja filmu

Jest czymś mimo wszystko zadziwiającym, w jaki sposób Peter Jackson z raptem nieco ponadstustronicowej książeczki adresowanej jeśli nie do dzieci, to do tzw. młodzieży młodszej wydobył treść wystarczającą dla stworzenia pełnoprawnej trylogii filmowej, w niczym pod względem długości nie ustępującej „Władcy pierścieni” sprzed dekady, który jednak miał fundamenty znacznie solidniejsze. Zwieńczeniem pierwszej z tych opowieści była tzw. bitwa pięciu armii – i ona właśnie jest motywem przewodnim zwieńczenia drugiej serii osadzonej w Śródziemiu.

„Pustkowie Smauga”
kończyło się typowym cliffhangerem, z którym nowozelandzki reżyser rozprawia się już w trakcie pierwszych kilku minut „Bitwy”. Czyni to zresztą w sposób dość przewidywalny, właściwie pozwalając sobie na jedno małe zaskoczenie, choć… ale o tym nieco później.

Hobbit Bitwa Pieciu Armii   recenzja filmu 085942,1


„Bitwa Pięciu Armii” to nade wszystko jednak film batalistyczny, będący ucztą dla tych widzów, którzy preferowali starcia w Helmowym Jarze oraz bitwę o Gondor w poprzedniej trylogii. W dziele tym dane nam będzie poznać różne kultury walk, a chyba najciekawsze są pod tym względem krasnoludy, wcześniej reprezentowane wyłącznie przez Gimliego, teraz zaś prezentujący własne taktyki i formacje.

Rzecz jasna film jednak nade wszystko „roi się” od serii pojedynków, a właściwie starć pojedynczych postaci z przeważającymi siłami wroga, nasuwając nieodparte skojarzenia z twórczością kinową Dalekiego Wschodu czy takim „Kill Billem”. Niejednokrotnie walki te balansują na pograniczu absurdu (czasami te granice mocno jednak przekraczając), a wrażenia nie poprawiają efekty specjalne, nie tyle nawet zbędne, co wręcz wywołujące nawet nie śmiech a rżenie widza, a to ze względu na ich tromtadrackość i skrajny nierealizm – jeśli pamiętacie deskorolkowy zjazd Legolasa na tarczy z „Dwóch wież” oraz wspinaczkę tegoż elfa na olifanta w „Powrocie króla”, to i tak Wasze wspomnienia zbledną wobec kolejnej sceny z udziałem tej postaci (coś nie ma ona szczęścia) z ostatniej odsłony „Hobbita”

Hobbit Bitwa Pieciu Armii   recenzja filmu 090005,1


O ile „Niezwykła Podróż” była po części adresowana do młodych widzów, po części zaś do ich starszego rodzeństwa, „Pustkowie Smauga” zaś już do starszych odbiorców, to „Bitwa Pięciu Armii” jest już filmem w pełni „dorosłym” – nie chodzi bynajmniej o brutalność scen (ot, taki Thranduil odkrywający w sobie Podbipiętę potrafi wręcz rozbawić), lecz o szereg rozwiązań fabularnych, którymi Jackson potrafił jednak zaskoczyć, dowodząc, że jest jednak kimś więcej niż biegłym rzemieślnikiem.

Interpretacje nowozelandzkiego reżysera są twórcze, aczkolwiek zabrakło chyba kogoś siedzącego na uboczu, który by był skupiony na odławianiu szeregu nielogiczności czy wręcz sprzeczności. W konsekwencji post factum niektóre motywy z wcześniejszych odsłon serii zdają się blednąć a nawet tracić sens. Tytułem przykładu – w nowej scenie rozszerzonego „Pustkowia Smauga” spotykamy Thraina, ojca Thorina, który prosi Gandalfa o przekazanie wyznania miłości wobec syna – tymczasem niczego takiego nie ma w „Bitwie”, no chyba że na to pójdzie czekać także do rozszerzonej wersji…

„Bitwa Pięciu Armii” jest filmem wywołującym ambiwalentne uczucia – niektórych scen zabrakło, innych równie dobrze mogłoby nie być, całość tworzy jednak godne widowisko, które na pewno jeszcze przez wiele lat, jeśli nie dekady będzie przedmiotem głębokich kontrowersji w gronie miłośników twórczości Tolkiena, wzbudzając tak zachwyt, jak i zażenowanie.


Piotr „Klemens” Kociubiński
E-mail autora: klemens(at)sztab.com
Autor: Klemens


Przedyskutuj artykuł na forum

Ustaw Sztab jako strone startowa O serwisie Napisz do nas Praca Reklama Polityka prywatnosci
Copyright (c) 2001-2013 Sztab VVeteranow